Michał Zadara zapowiadał przedstawienie, którego tematem są „Narodowość, religia, kostium” oraz różne polskie tradycje, bo różnych mamy przodków. Cytuję: jedni Jakuba Franka i Zofię Szymanowską, a inni Zagłobę. Tu lekko reżyser się zagalopował, chyba że wiadomo coś nowego o życiu seksualnym pana Onufrego, postaci skądinąd fikcyjnej, która u Sienkiewicza była kawalerskiego stanu.
Mniejsza o Zagłobę! Słuszna, warta poparcia i nagłaśniania uwaga o wielu tradycjach nie znajduje wsparcia w postaci dobrego spektaklu. Owszem, oglądamy przejawy nietolerancji oraz prześladowania społeczności żydowskiej w Rzeczpospolitej. To przypomnienie absurdalnych zarzutów o zabijaniu chrześcijańskich dzieci z przeznaczeniem ich krwi na macę, których konsekwencją było torturowanie Żydów, nabijanie na pal, ucinanie głów. A także dotkliwy na co dzień brak praw, jakie miała polska szlachta.
W spektaklu Zadary postać Jenty ciąży spektaklowi nawet wtedy, gdy reżyser zawiesił ją na linkach ponad sceną
Jednak powiedzieć, że w nagrodzonej Noblem powieści Tokarczuk Jakub Frank przyjmuje różne religie, najpierw islam, potem katolicyzm, wyłącznie po to, by uniknąć prześladowań i mieć szansę na awans – byłoby chyba przesadą. Chyba jednak Tokarczuk napisała książkę głębszą niż błotnista kałuża w Rohatynie, gdzie wszystko się zaczyna. Metafizyka grała w powieści znaczącą, a nie tylko zinstrumentalizowaną rolę. Tak jest w całej żydowskiej historii. Czy wszystko było ściemą?
Tymczasem w spektaklu Michała Zadary oglądamy przywódcę sekty, który, owszem, pomaga rodakom w awansie, ale bardziej dba o swoje splendory, zaspokojenie seksualnego głodu, oraz o dobra materialne. Komiksowe to jakieś, w płytki sposób brechtowskie co najwyżej.