Miała 17 lat, gdy wstąpiła do bezhabitowego Zgromadzenia Sióstr od Aniołów, którego zadaniem było wspomaganie posługi duchowej kapłanów, prowadzenie im gospodarstw. Zamieszkała w domu sióstr w Pryciunach na Wileńszczyźnie.
— Mam nadzieję, że to nie będzie hagiografia. Ale niełatwo opowiadać o takiej osobie, w której trudno dopatrzyć się jakichś skaz — wyjaśnia Wojciech Nowak, reżyser spektaklu.
— Siostra Boniszewska była wobec siebie bardzo krytyczna, odnajdywała wady, które z naszej perspektywy wydają się mało istotne, dotyczą codzienności. Nie czuła się godna być obdarzoną łaską stygmatów — krwawych ran otwierających się w miejscach ran ukrzyżowanego Chrystusa.„Stygmatyczka” Grzegorza Łoszewskiego opowiada o latach 1950 — 1956, kiedy bohaterka była poddawana najtrudniejszym próbom — przebywała w sowieckich więzieniach w Wilnie i na Uralu, a także w szpitalach psychiatrycznych. Autor wykorzystał w sztuce wspomnienia Boniszewskiej, częściowo ocalałe radzieckie dokumenty sądowe, a także materiały operacyjne polskich i radzieckich służb bezpieczeństwa.
Autorzy spektaklu łączą wątek fabularny z nagranymi wspomnieniami księdza Jana Pryszmonta i kardynała Henryka Gulbinowicza, ojca Gabriela Bartoszewskiego, którzy znali Wandę Boniszewską.
— W ich wspomnieniach dominuje podziw, szacunek i poczucie niezwykłości tej kobiety — wyjaśnia reżyser. — Kardynał Gulbinowicz zetknął się z nią jako mały chłopiec, siostra Wanda przygotowywała go do pierwszej Komunii Świętej i, jak wspomina, miała niebanalny wpływ na wybór jego przyszłej drogi życiowej. Ksiądz Pryszmont był jej spowiednikiem, korespondował z nią, odwiedzał regularnie do ostatnich lat jej życia, gdy mieszkała w Chylicach w domu zakonnym. Ojciec Bartoszewski będzie zaś opiekunem jej procesu beatyfikacyjnego, jeśli do niego dojdzie.