Dawny Śląsk, czyli saga rodu Mutzów

Na zamówienie katowickiej sceny Stanisław Mutz napisał w gwarze sztukę „Polterabend”

Publikacja: 08.01.2008 00:23

Krystyna Wiśniewska-Sławik jako Gryjtka, czyli Greta

Krystyna Wiśniewska-Sławik jako Gryjtka, czyli Greta

Foto: Fotorzepa

Red

Jeśli ktoś ma ochotę zanurzyć się w śląskość, powinien zobaczyć najnowszą propozycję teatru. Z poetycko-elegijnego, ale i nasączonego typowo śląskim, rubasznym, acz celnym humorem tekstu Tadeusz Bradecki zrobił prawdziwy teatr i – co zaskakuje – pełne rozmachu widowisko. Jak sądzę, nie było to łatwe. Tekst debiutanta trzeba było przełożyć na język sceny, bo sama gwara – soczysta, jędrna, rdzennie staropolska, lecz nasycona germanizmami i ich spolszczeniami – bywa raczej atutem słuchowiska, a nie teatru. Tylko dopełniona sugestywnym obrazem przemówi nawet do tych, którzy jej do końca nie rozumieją.

Bradecki – pochodzący z Zabrza, wychowany wśród Ślązaków potomek Kresowian – znalazł na to sposób. Uczynił ją tylko jednym z elementów wielkiego widowiska, by nie była przeszkodą w odbiorze uniwersalnego przesłania. Stąd na scenie jest miniorkiestra górnicza, na horyzoncie – filmowe kadry, w przestrzeni zaś dźwięki i odgłosy wielkiej historii. A pośrodku mała wiejska izba i indywidualne dramaty prostych ludzi, w których przeżywaniu pomagają głęboka wiara oraz ludowe, magiczne myślenie.

Tytułowy polterabend to praktykowany na Śląsku zwyczaj tłuczenia naczyń na progu domu panny młodej w wieczór poprzedzający wesele. Dźwięk tłuczonego szkła miał przeganiać złe duchy i przynieść młodej parze pomyślność. W sztuce Mutza polterabend staje się metaforą śląskiego losu, kruchego jak porcelana, bo poddanego trudnym politycznym wyborom i wojennym zawieruchom.

“Polterabend” to saga rodu Mutzów, osadzona w realiach I i II wojny światowej, powstań śląskich i plebiscytu. Akcentuje tradycyjne śląskie wartości: religię, pracę, dom. Opowiada historię, ale nie tę znaną z podręczników, lecz rodzinną, która przenosi się z pokolenia na pokolenie, częściej przechowując wspomnienia niż pamiątki, bo te z racji niepoprawności politycznej wielokroć trzeba było niszczyć. To pamięć o bliskich, którzy zginęli lub zaginęli na frontach europejskich wojen, zamęczeni zostali w obozach pracy – także po wojnie, w kraju i w Związku Radzieckim. O wysiedlonych i skazanych na emigrację. O tych, którzy za wszelką cenę próbowali przetrwać, choć wielka historia im tego nie ułatwiała.

Kluczem do zrozumienia Ślązaków jest scena, w której nestorka rodu, babcia Tekla (wielka rola Ewy Leśniak), tłumaczy synowi prawidła zachowania obowiązujące w tzw. narożniku kultur, którym od wielu wieków był Śląsk. A tłumaczy na przykładzie zabawki, jaką jest małe pudełko, w którym schowane są dwie myszki – biała i czarna. Ślązacy są właśnie jak małe myszki płochliwi. W zależności od sytuacji politycznej przybierają – by przeżyć – odpowiednią barwę. Stąd więc tak typowy dla tej dzielnicy Polski determinizm historyczny, ale i pogodzenie się z własnym losem.Tego Śląska już nie ma. W niektórych Ślązakach zostały jednak niezagojone rany, przekonanie o krzywdzie i odrzuceniu. Im “Polterabend” daje możliwość ekspiacji i oczyszczenia. Dla innych będzie zapewne kluczem do zrozumienia słów Kazimierza Kutza, który o Ślązakach mówi, że są dupowaci i że czas najwyższy z tym skończyć.

Dla mnie, która Śląsk widzi w innych barwach – jako tygiel kulturowy, region cywilizacyjnie zawsze przynależny do zachodniej kultury europejskiej – “Polterabend” jest jedynie nostalgiczną pożółkłą fotografią. Niestety, nie ma w sobie siły mitu, w jaką swe wielkie śląskie filmy wyposażył Kutz.

Stanisław Mutz “Polterabend”, oprac. tekstu i reżyseria Tadeusz Bradecki, scenografia Paweł Dobrzycki, Teatr Śląski w Katowicach, prapremiera 5 stycznia

Jeśli ktoś ma ochotę zanurzyć się w śląskość, powinien zobaczyć najnowszą propozycję teatru. Z poetycko-elegijnego, ale i nasączonego typowo śląskim, rubasznym, acz celnym humorem tekstu Tadeusz Bradecki zrobił prawdziwy teatr i – co zaskakuje – pełne rozmachu widowisko. Jak sądzę, nie było to łatwe. Tekst debiutanta trzeba było przełożyć na język sceny, bo sama gwara – soczysta, jędrna, rdzennie staropolska, lecz nasycona germanizmami i ich spolszczeniami – bywa raczej atutem słuchowiska, a nie teatru. Tylko dopełniona sugestywnym obrazem przemówi nawet do tych, którzy jej do końca nie rozumieją.

Pozostało 84% artykułu
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Teatr
Latający Potwór Spaghetti objawi się w Krakowie