Rz: Reżyseruje pan "Dowód" Davida Auburna, bo skusiła pana sztuka grana na Broadwayu, scenariusz filmu z Anthonym Hopkinsem i Gwyneth Palthrow czy może chciał się pan spotkać na scenie z córką Marią Seweryn?
Andrzej Seweryn:
Jeżeli powiem, że nigdy nie marzyłem o tym, by reżyserować spektakl, w którym gram z Marią – to nikt mi nie uwierzy! Pociągnęło mnie to, czego w życiu nigdy nie robiłem. Były w moim życiu Sofoklesy, Szekspiry, Moliery, ale nigdy nie miałem okazji ubrać się w amerykańską czteroosobową sztukę, graną w jednej dekoracji, przeznaczoną na Broadway, w której nie ma Pana Boga i o najpoważniejszych problemach świata mówi się inaczej. To jest również sztuka kryminalna. Nie możemy zdradzić widzom tajemnicy wcześniej, niż trzeba. Chcemy ich ciągle zaskakiwać.
Bohaterem jest wybitny matematyk, który pragnie, by córka, tak jak on, podjęła trudne życiowe wyzwania, nie wątpiła w sens pracy jak inni młodzi ludzie. Spotyka się pan z takim problemem w życiu?
Cieszy mnie pana pytanie, bo oznacza, że sztuka nie jest taka błaha. O moje dzieci się nie boję, są ambitne, aktywne. Co innego studenci z paryskiej szkoły teatralnej, gdzie wypuściłem już siedem roczników. Część z nich nie ma ambicji, inni są zniechęceni współczesnym światem. Braki w wykształceniu zdradzają wszyscy. Zdarza się, że nie znają "Hamleta". Pracując nad tragediami Ajschylosa i Sofoklesa, zajmujemy się oczywiście religią, teatrem, muzyką, śpiewem, pracą z maską i tańcem. Studenci odpowiadają na pytania, czym jest religia, demokracja, teatr.