Dostaliśmy wreszcie możliwość szerszego spojrzenia na współczesny teatr polski, wyjścia poza teatry stołeczne. Często pojawiało się uczucie rozczarowania i zmęczenia: tanimi efektami stosowanymi obecnie przez większość młodych twórców, zgrywą, która część z przedstawień zamieniła w kabaretowe, zazwyczaj przydługie wygłupy.
Ale były też zaskoczenia pozytywne. Świetnie odnalazła się w nietypowej przestrzeni Konesera i jeszcze szerzej otworzyła na widzów „Kartoteka” Michała Zadary z wrocławskiego Teatru Współczesnego. Jan Klata po nieudanej premierze „Szewców u bram” w TR Warszawa pokazał się z zupełnie innej strony. Jego „Transfer” z Teatru Współczesnego we Wrocławiu to jedno z najbardziej poruszających wydarzeń ostatnich lat. Nie bardzo daje się ująć w kategorie teatralnego spektaklu, przynosi przede wszystkim wzruszenie.
„Oresteja” ze Starego Teatru w Krakowie zadziwiła estetycznie. Świat po katastrofie, rozegrany w fascynującej scenografii Justyny Łagowskiej, mimo komiksowej konwencji, w którą Klata ubiera antyczną tragedię, pozostaje w pamięci długo po obejrzeniu przedstawienia. – Klata chyba dojrzewa – można było usłyszeć po spektaklu od widzów zadziwionych tak spójną i konsekwentną wizją reżysera.
Sukcesem okazało się zaproszenie na festiwal teatrów zupełnie osobnych twórców, od lat działających poza wszelkimi modami. Tłumy czekały pod kasą Teatru Małego na jakiekolwiek wejściówki na „Wierszalin. Reportaż o końcu świata” – spektakl przypominający historię samozwańczego proroka Ilji, która stała się inspiracją dla Piotra Tomaszuka do założenia teatru Wierszalin.
Podobne zainteresowanie towarzyszyło „Lacrimosie” teatru Pieśń Kozła. Laboratoryjne, długoletnie rozwijanie przez oba te zespoły własnego języka artystycznego docenia coraz większa liczba widzów.