Na premierze można było oglądać dwa spektakle: jeden na widowni z gwiazdorską obsadą polityków, m.in. Wałęsą i Mazowieckim, którzy zmarnowali swoją szansę i musieli odejść. Drugi na scenie – zgrabnie skrojoną sztukę Havla nawiązującą do najlepszych wzorców farsy, z dobrze ułożonymi proporcjami absurdu i oświeceniowej powiastki filozoficznej, jakie reprezentował u nas Mrożek.
Wystarczyło, by Izabella Cywińska wystąpiła w roli sprawnego teatralnego inżyniera, który naoliwił dostojną, choć z lekka zardzewiałą machinę Ateneum. I przekonała zespół, że nawet granie w zgodzie z tradycyjnie pojmowanym aktorskim emploi może być żywe. Zwłaszcza gdy zadba się o wszystkie plany sceny jak w filmie o szybkim tempie akcji.
A tego właśnie wymaga historia dziejąca się w pałacyku byłego kanclerza Riegera ustępującego z urzędu. Jego wieloletnia przyjaciółka Irena (Halina Łabonarska) powinna bawić publiczność swym nieustannym trajkotaniem, jak na wszystko wiedzącą gospodynię przystało. Ma co rusz przerywać innym, by powiedzieć, gdzie jest nożyk od Putinowej, cebulka, kawka czy herbatka. I rzeczywiście bawi. Podobnie jak jej asystentka Monika (Krystyna Tkacz), postać równie charakterystyczna, o znaczącym spojrzeniu, którym farsowi aktorzy rozśmieszali widzów i dziesięć, i 100 lat temu. Swoje pięć groszy wtrąca sekretarz byłego kanclerza inwentaryzujący pomnik Gandhiego, córka podtykająca ojcu testament skierowany przeciwko macosze i Babcia (Danuta Szaflarska) bulwersująca się doniesieniem tabloidu „Fuj”, że ojciec zjadł chomika własnej córki!
Ekipa brukowca wywiaduje byłego kanclerza. Padają śmieszne powiedzonka, zdarzają się komiczne sytuacje, by powrócić w już mniej zabawnych, groteskowych kontekstach. Klein Krzysztofa Tyńca jest najpierw podejrzanym aferzystą, potem wiceministrem i wicekanclerzem. Najpierw proponuje Riegerowi wynajęcie willi, potem sam chce ją kupić, a na końcu sprzedaje znajomemu biznesmenowi. Zgodnie z hasłem „mniej państwa”. Cywińska wykreśliła z tekstu podawane z offu monologi autora, które pomogłyby podkreślić aurę zabawy w teatr. Ale podobny efekt uzyskała, wprowadzając na scenę z widowni „multikulturalną socjopsycholożkę” Beę, która uwodzi Riegera. Piotr Fronczewski swym lekko nienaturalnym, obniżonym nobliwie głosem udanie ironizuje na temat polityków i ich medialnego bełkotu. Jego Rieger zrzuca maskę kanclerskiej powagi, gdy wyczuwa okazję na seks i pakuje się w idiotyczny romans we własnym domu.
Szkoda, że Cywińska nazbyt pompatycznie poprowadziła scenę, gdy były kanclerz staje się Learem. U Havla gra z teatralną konwencją podszyta jest goryczą, ale i pełna dystansu. W Ateneum oglądamy polski romantyzm w złym wydaniu, bo kiedy Fronczewski ma mówić tragicznie, staje się pretensjonalny. Przekonująco wypada za to w scenie, gdy jego bohater godzi się na rolę doradcy... byłego asystenta swojego dawnego doradcy, który zaczął pracę dla Kleina.