Spektakl zaprezentowano w minioną sobotę w warszawskim Teatrze Dramatycznym, gdzie w latach 80. ubiegłego wieku ta sztuka w inscenizacji Jerzego Jarockiego było wydarzeniem. Sławomir Mrożek odszedł tu od tonu humorysty, z jakim chętnie się go utożsamia. W tekście o zrujnowanej wojną Polsce, która stoi przed kolejnym zakrętem historii, zawarł nasze odwieczne kompleksy, wspomniał o nadziejach i lękach.
"Pieszo", którego akcja rozgrywa się pod koniec wojny, gdzieś na rozstaju dróg, niedaleko stacji kolejowej, prezentuje postawy społeczne Polaków w chwili rozpadu starego porządku. Trauma wojny łączy się z niepewnością jutra. Uczestnicy tej wędrówki to przedstawiciele różnych warstw społeczeństwa. Są wśród nich prosta Baba handlująca bimbrem i przewrotny intelektualista Superiusz świadomy nieuchronności tego, co ma nadejść. Jest pełen ufności Syn i głoszący proste prawdy ojciec. Jest cwaniak koniunkturalista Zieliński, który w każdej epoce znajdzie sobie miejsce, i dziewczyna z brzuchem zgwałcona przez okupantów.
Mrożek interesująco maluje obraz społeczeństwa w czasach transformacji. Pokazuje ludzi utrudzonych, pełnych ran i kompleksów.
Jarocki wyreżyserował "Pieszo" kilka miesięcy przed wprowadzeniem stanu wojennego. W Niemczech oceniono je jako "drogę krzyżową narodu polskiego" lub "opowieść o polskiej drodze donikąd". Anna Augustynowicz znacznie skróciła tę opowieść. Nadała jej wymiar uniwersalny i beckettowski ton. Akcja rozgrywa się na niemal pustej obrotówce.