Jacek Marczyński z Monachium
Początek przedstawienia w monachijskiej Staatsoper w reżyserii Grzegorza Jarzyny wygląda jak dziesiątki innych spektakli według obowiązującej mody inscenizacyjnej.
Domek, w którym rozgrywa się bajkowa opowieść muzyczna Maurice'a Ravela „Dziecko i czary", został zastąpiony kontenerem tira. Gdy jedna ze ścian unosi się do góry, mamy ekran dla filmowanych zbliżeń wykonawców, bo technicy z kamerami oczywiście krążą po scenie.
Obejrzyjcie raz jeszcze – zdaje się mówić reżyser. I zgromadziwszy ten arsenał znanych środków, zaczyna się nimi bawić. Kiedy w operze Ravela bajkowy świat zdominuje ten realny, technika zacznie się psuć, a Jarzyna pokaże, jak bez niej w teatrze wykreować czary.
Wystarczy odpowiednie oświetlenie i oto sztuczny las ożywa, staje się groźny, ale i zabawny, bo reżyser zachowuje dystans do opowiastki. Świetnie natomiast buduje jej klimat. U Ravela tajemnicza atmosfera narasta, bo przeciw niesfornemu dziecku buntują się kolejne przedmioty, potem leśne zwierzęta. Regułom baśni poddają się zaś wszyscy, łącznie z technikami, którzy przywdziewają zwierzęce kostiumy.