Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych to jedna z najważniejszych imprez teatralnych w Polsce. Podziela pan to zdanie?
Tak, polubiliśmy ten festiwal. To ważne – odczuwać, że publiczność czeka na spotkanie i że jest to spotkanie radosne. Pragniemy dać z siebie jak najwięcej, a nawet kiedy nie jesteśmy z siebie w pełni zadowoleni, nie czujemy ze strony widzów słabnącego strumienia empatii. Poza tym doceniamy serdeczność i porządek, jakie zapewniają nam organizatorzy – to też jest bardzo ważne... I jeszcze jedno: Łódź jest fascynującym miastem, zawsze przyjazd tu ma w sobie coś szczególnego, zawsze spotyka mnie coś poruszającego. To nie tylko wspomnienia spędzonych tu lat, ale i to, na co natykam się na ulicy: młodzi ludzie jakoś inaczej, z większą tęsknotą mówiący o sztuce i duchowym rozwoju...
A co festiwal daje Łodzi?
Dla każdego miasta taka impreza to okazja do istotnej konfrontacji, rodzaj szczytu kulturowego, który staje się punktem odniesienia na cały rok, daje bardziej wyrazistą perspektywę na to, co powstaje w teatrze.