– Ten utwór został napisany jako parodia dramatu Tadeusza Rittnera „W małym domku" – mówi reżyserka. – Witkacy wyśmiewa cały system XIX-wiecznych zachowań, ówczesny teatr i sposób gry aktorskiej. Pokazuje, że człowiek ma świadomość bycia aktorem w teatrze życia codziennego. To mu przeszkadza, ale nic nie może zrobić, bo bez gry nie istnieje.
Akcja rozgrywa się w posiadłości Diapanazego Nibka w Kozłowicach, gdzie niedawno doszło do tragedii. W niejasnych okolicznościach zmarła jego żona Anastazja Nibek, osierocając córki: Zosię i Amelkę. Pewnego dnia podczas zabawy w seans spirytystyczny dziewczynki wspólnie z kuzynem poetą Jęzorem Pasiukowskim wywołują ducha matki. Ku ich zdziwieniu kobieta powraca do dworku jako widmo. Przenika przez drzwi i ściany, ale równocześnie zachowuje się jak żywy człowiek. Je, pije, bawi się z dziećmi... Nikt z mieszkańców i gości nie jest przerażony jej obecnością. Życie toczy się normalnie.
– Widmo nie przychodzi po to, by straszyć – dodaje reżyserka. – Wywleka z bohaterów dramatu ich wyrzuty sumienia. A widzom uświadamia umowność konwencji, w jakiej żyjemy.
Anna Augustynowicz przypomina, że tekst powstał w latach 20. ubiegłego wieku, kiedy rodziła się nowoczesność, na ulicach pojawiały się automobile, kobiety zrzucały gorsety.
– Za chwilę kończy się bardzo mocno zapisany porządek starej Europy. Witkacy, sam tego nie wytrzymując, popełnia samobójstwo – mówi reżyserka. – Matka widmo w spektaklu, która przychodzi po swoje dzieci, stawia pytanie, z jakiego świata je zabiera? Przed czym chce je uchronić? „W małym dworku" budzi śmiech, a jednocześnie skłania do refleksji.