– Przepraszam, ale nie mogę rozmawiać, bo stracę okazję do sprzedaży kolejnych biletów! Telefony dzwonią! Teatr przeżywa renesans! Ale liczą się jakość i marka! – krzyczy do słuchawki Joanna Karkoszka z Biura Obsługi Widzów w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Dyrektor Robert Dorosławski podkreśla znaczenie marketingu.
Walka o widza
– Możemy myśleć, że jesteśmy świetni, ale dziś to nic nie znaczy: trzeba z informacją dotrzeć do odbiorcy – mówi i dodaje, że na liście otrzymujących newslettery teatru jest 5000 osób prywatnych i firm. Wydrukowanie plakatów też już nie wystarczy, trzeba je wyeksponować. Są w 60 sklepach WSS Społem i w autobusach MPK.
– Kiedyś mogliśmy liczyć na pomoc telewizji, teraz katowicki oddział TVP nie ma pieniędzy, żeby przyjechać i nakręcić zapowiedź premiery – mówi dyr. Dorosławski. – Nie narzekam, wsiadam w samochód, jadę do Katowic i z powrotem, żeby dać czterominutową wypowiedź. Liczy się nawet krótki dżingiel w niszowym radiu. Od czasu, gdy szefem artystycznym jest Piotr Machalica, przyjęliśmy też zasadę, że tak jak nie można się obrażać na żaden gatunek teatralny, tak nie warto nikomu nadskakiwać. Trzeba się szanować.
Efekt jest taki, że w minionym roku częstochowski teatr osiągnął najwyższy od lat, 40-procentowy poziom rentowności z wpływami 2,5 mln zł za bilety. Jeśli jednak jest świetnie, dlaczego boimy się o frekwencję?
– Kiedy dwa lata temu doszło do pierwszego załamania gospodarczego i poszła w górę cena franka, nieustannie byłam wypytywana, czy odbiło się to na sprzedaży biletów – mówi Barbara Kwiatkowska, szefowa promocji Starego Teatru w Krakowie.