W wielu z tych przedstawień zagrałem, a z myślą o Andrzeju przygotowywałem „Fredraszki" w Teatrze Narodowym w Warszawie, którym kieruję. Nie rezygnuję z tego pomysłu, musi być tylko dostosowany do nowej obsady. Tymczasem gram od kilku lat „Śluby panieńskie", kompletnie zlekceważone przez krytykę, a docenione przez publiczność, zwłaszcza młodzież.
Niestety, Fredro nie znajduje się teraz w głównym kręgu zainteresowań młodych twórców. Wyjątek stanowi chyba tylko „Zemsta", która pokazuje także współczesne polskie podziały. Młodych mogłoby jeszcze zainteresować „Dożywocie", bo to rzecz o bankach, jednak problem dla nich stanowiłby wiersz, który narzuca formę i wymaga słuchu. A oni, choćby tworzyli na scenie najpiękniejsze obrazy, ze słuchem mają problem.
Sugerowano mi inny utwór, ale wybrałem „Nikt mnie nie zna", bo czuję w nim pewną szansę, która do premiery niech pozostanie tajemnicą. Myślę też, że z jednoaktówek, jakie złożą się na telewizyjny wieczór, „Nikt mnie nie za" jest najbardziej fredrowska, najbliżej ostrej komedii, prawie farsy.
Atutem jest błyskotliwy wiersz. To on będzie narzucał tempo i rytm inscenizacji, narracja kamer nie może być z nim sprzeczna.
W obsadzie zobaczymy aktorów Teatru Narodowego: Ewę Konstancję Bułhak, Beatę Ścibakównę, Janusza Gajosa, Grzegorza Małeckiego, Zbigniewa Zamachowskiego i stowarzyszonych z nami Piotra Adamczyka oraz Wojciecha Malajkata.