Reklama
Rozwiń

Baletem Persona Robert Bondara udowodnił swój talent

Mroczna "Persona" w Operze Narodowej to spektakl, który trzeba oglądać z uwagą. Ale warto zadać sobie trochę wysiłku - pisze Jacek Marczyński

Publikacja: 19.09.2011 19:42

Persona

Persona

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

"Persona" nie jest widowiskiem dla tych, którzy sądzą, że balet to zestaw skoków, kroków i piruetów. Jej twórca Robert Bondara próbuje zajrzeć w głąb ludzkiej psychiki i tańcem opisać to, co tam dojrzał. A że posługuje się sztuką, która komunikuje się z odbiorcą za pośrednictwem symboli, odwołuje się do emocji, musimy wysilić wyobraźnię, by zrozumieć, co chce nam przekazać.

30-latek Bondara jest artystą nad wiek dojrzałym. I ma sporo ważnych rzeczy do powiedzenia. Pół roku temu w Bydgoszczy wybrał temat właściwie niemożliwy do przekazania tańcem: inspirując się "Zniewolonym umysłem" Miłosza, zrobił balet o tym, jak system totalitarny upadla i niszczy człowieka.

Warszawska "Persona" też opowiada o umysłach zniewolonych, ale przez nas samych. W kontaktach międzyludzkich narzucamy sobie bowiem ograniczenia, ukrywamy swe prawdziwe oblicza i to nie dlatego, że wstydzimy się własnych uczuć czy myśli, nawet wobec najbliższych. Robimy tak, bo nie chcemy się wyróżniać od innych, wolimy się wtopić w szare, bezpieczne tło.

Spektakl rozgrywany w szarym półmroku pokazuje drogę od uniformizacji wpojonej nam w procesie społecznego dostosowania się do momentu spotkania z kimś, dla kogo pragniemy być partnerem wyjątkowym i jedynym. Niestety, wówczas też boimy odsłonić się i zakładamy kolejną maskę.

Jak na spektakl baletowy temat to skomplikowany, ale współcześni choreografowie takich nie unikają. Robert Bondara – też, wierząc, że w widzu znajdzie partnera, który będzie umiał rozwikłać wszystkie jego tropy. "Persona" ma zresztą fabularny wątek, ale każda scena jest wieloznaczna. Choreograf balansuje momentami między mnogością znaczeń a banałem, na szczęście posiada dwie ważne umiejętności: potrafi tworzyć wyraziste, plastycznie czyste obrazy, a jego taniec cechuje duża dyscyplina.

Tu nie ma przypadkowych ruchów, niepotrzebnych gestów, co bywa częstą wadą w spektaklach tańca nowoczesnego. Bondara potrafi też prowadzić wykonawców, każdy otrzymał precyzyjne zadanie, "Persona" płynnie przechodzi więc od scen zbiorowych do solowych, w których Carlos Martin Pérez i Aleksandra Liaszenko pokazują inne artystyczne emploi niż w poprzednich przedstawieniach Polskiego Baletu Narodowego.

Niedawno odzyskaliśmy pracujących za granicą Krzysztofa Pastora i Jacka Przybyłowicza, w Gdańsku warunki do stworzenia autorskiego zespołu otrzymała Izadora Weiss, a teraz objawił się talent Roberta Bondary. Tak dobrych czasów dawno nie było w polskiej choreografii. Można więc będzie więcej wymagać od sztuki baletowej, która przez lata pozostawała uśpiona w letargu.

"Persona" nie jest widowiskiem dla tych, którzy sądzą, że balet to zestaw skoków, kroków i piruetów. Jej twórca Robert Bondara próbuje zajrzeć w głąb ludzkiej psychiki i tańcem opisać to, co tam dojrzał. A że posługuje się sztuką, która komunikuje się z odbiorcą za pośrednictwem symboli, odwołuje się do emocji, musimy wysilić wyobraźnię, by zrozumieć, co chce nam przekazać.

30-latek Bondara jest artystą nad wiek dojrzałym. I ma sporo ważnych rzeczy do powiedzenia. Pół roku temu w Bydgoszczy wybrał temat właściwie niemożliwy do przekazania tańcem: inspirując się "Zniewolonym umysłem" Miłosza, zrobił balet o tym, jak system totalitarny upadla i niszczy człowieka.

Taniec
„Prometeusz” żegna dyrektora Waldemara Dąbrowskiego
Taniec
Trzy nosy Pinokia. Premiera Polskiego Baletu Narodowego
Taniec
Josephine Baker: "zdegenerowana" artystka w spódniczce z bananów
Taniec
Agata Siniarska zatańczy na festiwalu w Berlinie
Taniec
Taneczne święto Indii