Ten spektakl pozornie jest mniej atrakcyjny od wielkich widowisk na scenie Opery Narodowej, do jakich w ostatnich sezonach warszawski balet przyzwyczaił publiczność. To składanka trzech drobniejszych choreografii, która jeszcze kilka lat temu byłaby nie do pomyślenia.
Oto tego samego wieczoru możemy obejrzeć jedną z rzadko udostępnianych Polakom prac mistrza XX-wiecznej klasyki George Balanchine'a oraz dwa balety rodzimych twórców. Przed naszą choreografią dyrektorzy teatrów bronili się przez lata, choć pozycję w świecie zdobywa się głównie tym, co własne, a nie kopiując cudze arcydzieła.
Cenny jak Picasso
Wyjątek stanowi spuścizna Balanchine'a. Z nią jest jak z obrazami Picassa: każdy chciałby je mieć, nieliczni mogą sobie na to pozwolić. Nowojorski trust imienia zmarłego w 1983 r. rosyjsko-amerykańskiego choreografa starannie strzeże jego dorobku. Licencji na wznowienia baletów udziela jedynie wykonawcom reprezentującym najwyższy poziom.
Od kiedy warszawski zespół przemienił się w Polski Balet Narodowy, takie pozwolenie otrzymał już po raz drugi. Najpierw było „Concerto Barocco", teraz „Syn marnotrawny". Czy jednak jest sens powrotu do widowiska z 1929 r., z tą samą scenografią? W „Synu marnotrawnym" odbijają się gusty Europy po I wojnie. Balanchine zderzył klasyczny taniec tytułowego bohatera z kubistycznymi ruchami kuszącej go Syreny, ale tylko widz interesujący się dziejami baletu doceni genialność tego pomysłu.
Dążąc do ideału
Po dorobek Balanchine'a sięgają dziś baletowe trupy, by pokazać swą artystyczną dojrzałość. Jego spektakle są piekielnie trudne. Kolejne figury, gesty i pozy trzeba nasycić poetyckim pięknem, wykazać się wielką muzykalnością, bo żaden inny choreograf nie podporządkował się tak muzyce, tu każda niemal nuta kieruje poczynaniami tancerza.
Balanchine wyznacza ideał baletowej perfekcji, do której należy dążyć, ale czy można ją osiągnąć? Oglądałem „Syna marnotrawnego" w wykonaniu sławnych zespołów francuskich z Tuluzy czy Bordeaux i ciągle czegoś brakowało. Polski Balet Narodowy im dorównuje, ale nie jest bliżej celu.