Festiwal Zawirowania

To, co w tańcu najciekawsze, rodzi się dziś w Izraelu czy dalekiej Azji – pisze Jacek Marczyński

Aktualizacja: 01.07.2013 18:12 Publikacja: 01.07.2013 18:03

Zmysłowa Chinka Maureen Luo w solowej choreografii „Chong”

Zmysłowa Chinka Maureen Luo w solowej choreografii „Chong”

Foto: Zawirowania

Wciąż mało znane polskim widzom taneczne światy odkrywa warszawski Festiwal Zawirowania, którego dziewiąta edycja zakończyła się wczoraj. Kameralna impreza gości kilkunastoosobowe lub mniejsze zespoły, ale prostota, a czasem wręcz ubóstwo, jest dziś cechą nadrzędną współczesnego tańca.

Zobacz galerię zdjęć

Ta sztuka potrafi obejść się bez wystawnych dekoracji i efektownych kostiumów, ale skromność nie musi oznaczać braku emocji i treści. Nowoczesny taniec można uprawiać wszędzie i w każdych warunkach. Pół wieku temu europejscy choreografowie szukali inspiracji w kulturach Dalekiego Wschodu, Australii, potem w Afryce. Dziś artyści z odległych nam rejonów przyswoili sobie sztukę, która jest wytworem zachodniej cywilizacji. Dodają do niej własne pomysły, rodzimą tradycję i powstaje świeża i ciekawa dla nas, Europejczyków jakość.

To podstawowy wniosek z tegorocznych Zawirowań, który można obudować spostrzeżeniami bardziej szczegółowymi. Takimi choćby, że ważną rolę na tanecznej mapie świata zaczyna odgrywać Korea Południowa, zarówno w klasyce, jak i w sztuce współczesnej. Narodowy Balet Korei ma przecież w repertuarze wielkie dzieła, takie jak „Jezioro łabędzie", i to w wersji najtrudniejszej, jaką trudno już zobaczyć w Europie. Obecny na warszawskim festiwalu zespół ISSUM pokazał zaś, jak w interesujący sposób można łączyć współczesność z narodową tożsamością.

W widowisku „Pogawędki" dawny obrzęd modlitewny za pomyślność mężczyzn wyruszających na wojnę ISSUM przedstawił, używając współczesnego języka choreograficznego. Epizod będący z kolei hołdem dla koreańskich kobiet łączył odwołania do baletu klasycznego i współczesności z tradycją rodzimych tańców. Po raz kolejny okazało się, że sięganie do własnych korzeni może być ożywcze dla dzisiejszej sztuki, tylko z czego mamy korzystać my, Europejczycy, skoro wszystko już wyeksploatowaliśmy?

Taniec współczesny na naszym kontynencie poszukuje nowych impulsów, często jednak bezskutecznie, brnąc w powtórzenia tych samych stylistyk, ruchów, gestów. Azjaci zachłystują się poznawaniem tego, co podpatrzyli w Europie.

Wydarzeniem Zawirowań stały się dwa wieczory prezentujące dokonania młodych choreografów z Chin. Używając dobrze nam znanego języka, potrafili powiedzieć coś ważnego o życiu i sytuacji jednostki w swoim kraju.

Kiedy delikatna Maureen Luo w „Chong" tańczyła do melodii kubańskiego standardu „Quizas, quizas, quizas", który od dziesięcioleci jest światowym przebojem, mieliśmy przykład globalizacji sztuki. Ale jednocześnie ta choreografia oddawała wewnętrzny konflikt chińskich kobiet, próbujących dopasować wzorce współczesnej seksualnej atrakcyjności do dawnej tradycji. A „Something Like This" to przygnębiający obraz wielkich aglomeracji, które pojedynczemu człowiekowi pozostawiają niewielką przestrzeń do egzystencji.

Skromne spektakle starają się mówić o sprawach ważnych i aktualnych, nawet jeśli choreografom brak umiejętności, by wyrazić wszystko, co zamierzyli. Tak jak Marokańczykowi Taoufiqowi Izeddiou, który w „Rev'illusion" chciał oddać nadzieje i rozczarowania związane z arabską wiosną. Generalnie jednak egzotyczni tancerze wnoszą do sztuki siłę, dynamikę i żywiołowość, czego wspaniały przykład dało czterech Meksykanów z grupy Moving Borders.

Wyjątkową pozycję w tanecznym świecie zajmuje Izrael, który był gościem specjalnym tegorocznych Zawirowań. Artyści w tym kraju podpatrują, co robią inni, czasem są nawet zbyt dokładnymi uczniami, jak Amir Kolben, którego pokazane w Warszawie „Trufle" („Kme'hin") świadczą o zbytnim zafascynowaniu teatrem Piny Bausch. Większość spektakli izraelskich cechuje jednak specyficzna ekspresja, co potwierdziły na festiwalu prace Nadara Rosano czy Ido Tadmora. Choreografowie z tego kraju jeżdżą też po świecie, Irad Mazliah dotarł do Polski i tu dla Teatru Tańca Zawirowania stworzył dynamiczne, momentami porywające „Navigation Songs BD303".

– Kiedy w Izraelu w latach 60. rodził się współczesny taniec, pomagała w tym legendarna Amerykanka Martha Graham – mówi „Rz" choreograf Jacek Przybyłowicz, przez lata związany ze słynną w świecie grupą Kibbutz Contemporary Dance Company. – Dziś w tym kraju działa ponad 40 zespołów subsydiowanych przez państwo, bo władze postanowiły z nich uczynić wizytówkę Izraela. Taniec, podobnie jak muzyka, ma pokazywać, że jest to kraj otwarty i przyjazny.

Z państwowego wsparcia korzysta również taniec w Korei Południowej. Dla polskich zespołów egzystujących najczęściej dzięki entuzjazmowi i sile woli samych artystów brzmi to jak naprawdę egzotyczna bajka.

Wciąż mało znane polskim widzom taneczne światy odkrywa warszawski Festiwal Zawirowania, którego dziewiąta edycja zakończyła się wczoraj. Kameralna impreza gości kilkunastoosobowe lub mniejsze zespoły, ale prostota, a czasem wręcz ubóstwo, jest dziś cechą nadrzędną współczesnego tańca.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 93% artykułu
Taniec
Trzy nosy Pinokia. Premiera Polskiego Baletu Narodowego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Taniec
Josephine Baker: "zdegenerowana" artystka w spódniczce z bananów
Taniec
Agata Siniarska zatańczy na festiwalu w Berlinie
Taniec
Taneczne święto Indii
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Taniec
Primabalerina z Teatru Bolszoj opuściła kraj. "Wstydzę się Rosji"