Sześć tygodni od wyborów Włosi uświadomili sobie, jak bardzo brakuje im nowego premiera, gdy Ameryka, Francja i Wielka Brytania uderzyły na Syrię. Rzym nie tylko nie przyłączył się do operacji, która dotyczyła przecież bliskiego regionu, ale nawet nie potrafił zająć w tej sprawie jakiegoś stanowiska: bliski Rosji lider Ligi Matteo Salvini napisał nawet na Twitterze, że wiadomość o użyciu broni chemicznej przez Baszara Asada jest fałszywa.
– Brak rządu wkrótce będziemy też odczuwali w Brukseli, kiedy zaczną się rozmowy o nowym budżecie, polityce azylowej, reformie strefy euro – mówi „Rzeczpospolitej" Eleonora Pali z Włoskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (IAI) w Rzymie.
W miniony piątek prezydent Sergio Mattarella przyznał, że druga próba zbudowania większościowej koalicji nie powiodła się. Lider populistycznego, lewicowego Ruchu Pięciu Gwiazd Luigi Di Maio, którego ugrupowanie zdobyło 4 marca 33 proc. głosów, próbował nawiązać współpracę z również populistyczną, ale związaną z prawicą Ligą. Jednak Salvini ostrzegł, że takie porozumienie jest możliwe tylko, jeśli obejmie całą koalicję centroprawicową, a więc także Forza Italia Silvio Berlusconiego. Dla Di Maio to jest warunek nie do spełnienia, bo 81-letni miliarder jest symbolem korupcji, stylu uprawiania polityki establishmentu, z którym od początku walczy Ruch Pięciu Gwiazd.
– Widzimy tylko jeden sposób, aby przełamać ten pat – odsunąć Berlusconiego. Wtedy powstanie rząd, który zacznie zmieniać Włochy – oświadczył Di Maio.
Ale zdaniem Eleonory Pali Salvini na to nie pójdzie. Po pierwsze straciłby pozycję przywódcy całej prawicy, którą uzyskał, bo jego Liga dostała nieco więcej głosów niż Forza Italia. Po wtóre obecność Berlusconiego zapewnia mu poparcie także centrowych wyborców. I wreszcie jest wiele różnic programowych między oboma ugrupowaniami populistycznymi: o ile Liga chce obniżenia podatków i ograniczenia roli państwa, to Ruch stawia na dalszą rozbudowę świadczeń socjalnych.