Do końca 2018 roku Frontex miał uzyskać o wiele szersze uprawnienia do kontroli zewnętrznych granic Unii, a także prawo do zatrudnienia 10 tys. funkcjonariuszy. Ale wiele krajów Unii, jak Polska czy Hiszpania, przestraszyło się, że to podważy ich suwerenność. Słusznie?
Propozycja Komisji Europejskiej w żaden sposób nie ogranicza suwerenności władz państwowych! Nasi funkcjonariusze pozostawaliby pod ich kontrolą na podstawie umów, jakie zawarłyby z Frontexem. Zarzuty, że nasza agencja jest przesadnie tolerancyjna wobec imigrantów, także są nieuzasadnione. Trzymamy się regulaminu Schengen: jeśli ktoś przedostał się do Unii nielegalnie i nie ma podstaw do przyznania mu azylu, powinien być odesłany.
To skąd takie obawy?
Z braku wiedzy. Przecież już od 23 lat kontrola granic zewnętrznych strefy Schengen jest przedmiotem wspólnej odpowiedzialności wszystkich krajów, które należą do tego porozumienia. Każde z nich jest oczywiście suwerenne, ale gdy tysiące imigrantów próbuje sforsować granice pilnowaną przez wielokrotnie mniejszą liczbę strażników i sytuacja wymyka się spod kontroli, jak to było w 2015 r., to czy rzeczywiście można mówić o suwerenności? Dlatego w takich sytuacjach dany kraj ma obowiązek wystąpić o pomoc Unii w przywróceniu kontroli nad swoim odcinkiem granicy i Frontex musi być na to gotowy. Trzeba przygotować się na kryzysy. Dziś w strażach granicznych krajów Unii pracuje ok. 110 tys. funkcjonariuszy. To o 5 tys. za mało, aby zapewnić normalną pracę. Propozycja Komisji Europejskiej w sprawie rozbudowy Frontexu zwiększyłaby więc tę liczbę tylko o 10 proc., co jednak nie tylko pozwoliłoby uzupełnić brakujący dziś skład straży granicznej, ale także stworzyć rezerwy na wypadek kryzysu oraz system pozwalający na identyfikację tożsamości nielegalnych imigrantów, aby móc ich odesłać do Senegalu czy Pakistanu.
O tym wszystkim przywódcy Unii nie wiedzą? A może obawiają się, że przyznanie dodatkowych uprawnień Frontexowi da kolejne argumenty w ręce populistów?