Na początku tego roku Pentagon skierował do bliskowschodnich baz około 4500 dodatkowych żołnierzy, którzy dołączyli do 50 000 żołnierzy już tam obecnych.
Departament Obrony Stanów Zjednoczonych podjął taką decyzję po ataku rakietowym przeprowadzonym 27 grudnia zeszłego roku przez milicję szyicką, wspieraną przez Iran, w czasie którego zginął amerykański kontrahent w Iraku. Także wzmożone protesty wokół ambasady Stanów Zjednoczonych w Bagdadzie oraz zeszłotygodniowy atak, w którym zabito generała Kasema Sulejmaniego i wiceprzewodniczącego Siły Mobilizacji Ludowej Abu Mahdiego al-Muhandisa spowodowały konieczność wzmocnienia amerykańskiego wojska w regionie.
Pentagon powiadomił, że nowe oddziały mają charakter defensywny. Ich obecność służy wzmocnieniu amerykańskich baz i związków taktycznych w regionie. W rzeczywistości mogą stanowić wsparcie w ewentualnym ataku na Iran. Do Kuwejtu przybyło 4000 żołnierzy z 82. Dywizji Powietrznodesantowej z Fort Bragg w stanie Nowy Jork. Chociaż Pentagon zapewnia, że brygada ma jedynie wspierać obronność amerykańskich jednostek, to nie ulega wątpliwości, że 82. Dywizja Powietrznodesantowa z Fort Bragg jest formacją o charakterze ofensywnym. Należy do specjalnych sił szybkiego reagowania pozostających w nieustannej gotowości bojowej na wypadek szczególnych sytuacji kryzysowych. Tylko niewielka część z tych oddziałów wzmocni ochronę amerykańskich ambasad i konsulatów.
"The New York Times" powołuje się na anonimowego informatora w Pentagonie, który twierdzi, że w przypadku otwartego konfliktu zbrojnego USA z Iranem, Departament Obrony nie przewiduje rozległej inwazji lądowej, wzorowanej na tej z 1991 r. i 2003 r. w Iraku. Przedłużający się konflikt opierałby się przede wszystkim na prowadzeniu złożonej kampanii powietrznej, a także – co jest nowością - na cyberatakach.
Bazy w Kuwejcie zostały wzmocnione także przez 100 marines z 2. batalionu, 7. pułku morskiego. Stanowią one część specjalnej grupy zadaniowej, mającej reagować na sytuacje kryzysowe na Bliskim Wschodzie.