Reżim Łukaszenki poderwał lotnictwo wojskowe, sprowadził na ziemię samolot pasażerski i aresztował pana przyjaciela, opozycyjnego dziennikarza Ramana Pratasiewicza, który był na pokładzie. Po co?
Nie rozumiem dlaczego, ale reżim Łukaszenki uznał nas za swoich niemalże głównych wrogów. Byliśmy pierwszymi obywatelami Białorusi, którzy zostali wpisani przez Mińsk na listę osób związanych z terroryzmem. Nasze kanały informacyjne w Telegramie (red. chodzi o kanał Nexta i Nexta Live) uznano za media ekstremistyczne, a niedawno Mińsk zwrócił się do Warszawy z prośbą o naszą ekstradycję. W Mińsku myślą, że to my, dwóch zwykłych chłopaków, w sierpniu wstrząsnęliśmy reżimem. To było powstanie narodowe. Pomogliśmy jedynie ludziom w komunikacji podczas blokowania internetu. A władze nazywają nas terrorystami, oskarżają, że jakoby nawoływaliśmy do zabijania policjantów czy wysadzania pociągów.
Niedawno liderka opozycji demokratycznej Cichanauska również wracała z Aten do Wilna tą samą linią lotniczą. Ale reżim jej nie ruszył.
Bali się, że będzie zbyt głośno na świecie. Poznała osobiście wielu przywódców państw europejskich. W przypadku Ramana w Mińsku myślano pewnie, że nikt nie zwróci uwagi na jakiegoś blogera i że kupią wersję o bombie na pokładzie, że to niby był czysty przypadek. Władze Białorusi już dawno straciły związek z rzeczywistością.
Podobno Raman Pratasiewicz przed lądowaniem w Mińsku mówił, że na Białorusi grozi mu kara śmierci. Jak daleko reżim jest w stanie się posunąć?