Gdybyśmy mieli przeprowadzić ogólnopolską sondę, w której pytalibyśmy: jakie państwo na świecie jest najbardziej zmechanizowane, skomputeryzowane i stanowi symbol nowoczesności, jestem przekonany, że większość pytanych odpowiedziałaby: Japonia.
Nie te cechy jednak sprawiają, że od lat marzę, by tam pojechać. Japonia wcale nie jest bowiem – wbrew pozorom – taka ultranowoczesna. To jedno z niewielu już miejsc na świecie, w którym na przestrzeni setek kilometrów zachowano nieskażoną przyrodę. A jest ona tam bajkowo piękna.
Ponadto wiem z opowiadań podróżników oraz z filmowych i fotograficznych dokumentów, że w Japonii przetrwały zwyczaje prostego, skromnego życia. Jej mieszkańcy, ludzie o niezwykle silnej woli, potrafią narzucić sobie, wbrew cywilizacyjnym modom, surową jakość życia. Wybór „być”, a nie „mieć”, jest dla nich oczywisty. To społeczna cnota. Myślę, że podróż taka byłaby niezwykle pouczająca i bogata pod względem emocjonalnym. Zapewne dużo moglibyśmy się od Japończyków nauczyć.
Jak zwykle chciałbym też odwiedzić Madagaskar. Nie byłaby to pierwsza moja tam podróż. Ten wyspowy kraj zachodniej części Oceanu Indyjskiego wywołuje we mnie zawsze tę samą niegasnącą fascynację. To miejsce o niezwykłym klimacie, po prostu ży 0we laboratorium biologiczne. Z tego, co wiem, jako jedyne na świecie posiada roślinność, której blisko 80 proc. gatunków nie występuje nigdzie indziej. Podobnie jest z fauną – spotyka się tam unikatowe (choć jest ich mniej niż roślin) gatunki zwierząt. Świętego Mikołaja zabrałbym ze sobą. Bo jechać tam naprawdę warto.