Moja matka zawsze mówiła, że demokracja to najlepsza zemsta – stwierdził 19-letni syn byłej premier, który został nowym przywódcą Pakistańskiej Partii Ludowej (PPP).
Bilawal Zardari to już trzecie pokolenie w dynastii Bhutto, która płaci najwyższą cenę za zaangażowanie w pakistańską politykę. Jego dziadek, pierwszy demokratycznie wybrany premier Zulfikar Ali Bhutto, został powieszony w 1979 roku na rozkaz wojskowego dyktatora Zia ul-Haqa. Matka została zabita w czwartkowym zamachu najprawdopodobniej przez islamskich ekstremistów. W niejasnych okolicznościach zginęli też jego dwaj wujkowie.
Ale Bilawal na razie nie będzie politykiem. Chłopak nie ma żadnego doświadczenia. Nie może nawet wystartować w wyborach, bo w Pakistanie konieczne jest ukończenie 25 lat. Poza tym jego matka chciała, aby skończył rozpoczęte studia w Oksfordzie. Niedawno Bilawal mówił w jednym z wywiadów, że nie wie, czy zaangażuje się w politykę. – Mogę też w inny sposób przysłużyć się społeczeństwu. Ale zdecyduję, jak skończę studia – stwierdził.
Na razie faktyczną władzę w partii będzie sprawował mąż Benazir Bhutto – Asif Ali Zardari. Komentatorzy mają wątpliwości, czy to dobra decyzja. Kiedy Bhutto po raz pierwszy kierowała państwem, jej mąż miał wykorzystywać swoją pozycję do wymuszania łapówek od biznesmenów. W związku z wysokością pobieranych nielegalnych prowizji zyskał przydomek Pan Dziesięć Procent i po upadku rządu trafił do więzienia. Kiedy żona po raz drugi została premierem, dostał stanowisko ministra ds. inwestycji. Znowu pojawiły się zarzuty o korupcję i po raz kolejny trafił za kratki. – Byłoby lepiej i dla niego, i dla partii, gdyby to nie on stał na jej czele – powiedział pakistański analityk gen. Talat Masood.
Przywódcy ugrupowania, którzy na spotkaniu za zamkniętymi drzwiami otworzyli polityczny testament byłej przywódczyni, zdecydowali, że nie zrezygnują ze startu w najbliższych wyborach.