Niewielka sala lokalnego klubu kultury w berlińskiej dzielnicy Lichtenberg jest wypełniona po brzegi. Przeważają mężczyźni. Wszyscy w wieku emerytalnym, schludnie ubrani najczęściej w czarne golfy i nie nowe marynarki. Wzrok wlepiony w podium. Starszy mężczyzna snuje opowieść o szczęśliwym kraju, w którym panowała sprawiedliwość, ludzie byli zadowoleni i kochali swych przywódców. Tym państwem była Niemiecka Republika Demokratyczna, a prelegentem jest Heinz Geyer, były generał Stasi, służby bezpieczeństwa nieistniejącej NRD.Geyer wydał właśnie swe pamiętniki pt. „Znaki czasu“. Książkę można nabyć na miejscu za 14 euro. Chętnych nie brakuje.
— Z książek wydanych w ostatnich latach przez byłych oficerów Stasi można utworzyć sporą bibliotekę. Jest to swego rodzaju renesans Stasi — mówi Jens Gieseke z urzędu ds. akt Stasi odpowiednik polskiego IPN. Byli funkcjonariusze służby bezpieczeństwa zakładają stowarzyszenia, śledzą co się o nich pisze, protestują i walczą w sądach o swe dobre imię.
— Chcemy sprawiedliwości. Walczymy z dyskryminacją oraz o prawdę historyczną – mówi Hans Bauer. W czasach NRD był zastępcą prokuratora generalnego. Dzisiaj jest przewodniczącym stowarzyszenia, które jest nieformalnym związkiem zawodowym oficerów Stasi. Zapewnia, że ze służbami bezpieczeństwa nie miał nic wspólnego, ale z racji stanowiska wie doskonale, że były one praworządne i działały w praworządnym państwie, którego już nie ma, niestety.
Rozmawiamy po zakończeniu prezentacji książki generała Geyera. Polski dziennikarz wzbudza zainteresowanie. — Wie pan, ile mam emerytury? 850 euro z czego 455 euro wydaję na czynsz — mówi jeden z członków stowarzyszenia. Pracował w wywiadzie NRD i nie może pogodzić się z faktem, że stać go dzisiaj jedynie na dwupokojowe mieszkanie i więcej niż skromne życie. — Czy tak wygląda państwo prawa? Na swą emeryturę pracowałem uczciwie przez całe życie — opowiada. W czasach NRD zarabiał dwa tysiące marek i, jak twierdzi, była to suma, której nie był w stanie wydać. Oblicza, że należy mu się dzisiaj co najmniej dwa razy więcej euro niż dostaje, bo nigdy nie robił nic złego i zawsze przestrzegał prawa.
Brytyjski historyk Timothy Garton Ash przyrównuje takie rozumowanie do taktyki salami. — Każdy z nich utrzymuje, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Poza tym wielu oficerów Stasi głęboko wierzy w komunizm — pisał kiedyś. Tak jakby cytował autobiografię generała Geyera. — Czy mam się wstydzić tego, że jestem marksistą? Kiedy patrzę na RFN oraz inne państwa kapitalistyczne, każdy dzień przekonuje mnie o słuszności mego wyboru — tłumaczy Geyer. Jest przekonany, że prawda o Stasi zaczyna docierać do świadomości Niemców i innych społeczeństw. — Inaczej nie zapraszano by nas na międzynarodowe konferencje — mówi.