Mieszkańcy miejscowości Hutton uznali, że miś o imieniu Wojtek, który dźwigał amunicję m.in. podczas bitwy pod Monte Cassino, zasłużył na pomnik. Miałby on stanąć w parku królewskim, w samym centrum miasta. – Takiej inicjatywie można tylko przyklasnąć. Polskie władze powinny się zainteresować tą sprawą, mamy bowiem szansę w łatwy, a przede wszystkim sympatyczny sposób przypomnieć Brytyjczykom o losach armii Andersa – historii, która jest dla nich egzotyką, której zupełnie nie znają – mówi „Rzeczpospolitej“ Wojciech Markert z Wojskowego Biura Badań Historycznych.

Miś został kupiony w 1941 r. w Iranie, gdzie żołnierze 2. Korpusu trafili po opuszczeniu sowieckich łagrów. Miał wówczas zaledwie trzy miesiące, dzięki czemu udało się go szybko oswoić. Żołnierze nazwali go Wojtek i początkowo traktowali jak maskotkę. Karmili go dżemem i owocami, ale nauczyli także pić alkohol. Wojtek gustował przede wszystkim w piwie, ale nie gardził też winem. Co prawda nie palił, ale zjadał papierosy. Jego ulubioną rozrywką były przejażdżki samochodem – koniecznie w szoferce.

Miś rósł jednak w błyskawicznym tempie. Aby umożliwić zapewnienie mu wyżywienie i – co ważniejsze – przejazd do Włoch, został formalnie wcielony do wojska. Od tamtej pory w stopniu szeregowca służył w 22. Kompanii zaopatrzenia artylerii.

– Wsławił się zwłaszcza w bitwie pod Monte Cassino. Mimo huku wystrzałów udało mu się pokonać typowy dla zwierząt strach i dzielnie nosił na grzebiecie amunicje do stanowisk artyleryjskich – opowiada Wojciech Markert. Aby uhonorować zasługi misia, 22. Kompania umieściła jego wizerunek w swym godle.

Po wojnie Wojtek trafił wraz z jednostką do Hutton, gdzie błyskawicznie zdobył ogromną popularność.W 1947 r. został oddany do edynburskiego zoo, w którym zmarł w 1963 r. Do końca życia reagował na polecenia w języku polskim.