Jego ugrupowanie tworzy rząd regionalny Szkocji i planuje w 2010 roku przeprowadzenie referendum w sprawie dalszego pozostawania w Wielkiej Brytanii.Podobne ambicje w samej UE ma jeszcze kilka silnych narodów, jak choćby Baskowie i Katalończycy w Hiszpanii czy Walijczycy w Wielkiej Brytanii. Eurodeputowani reprezentujący ruchy separatystyczne w tych regionach w wydanym wczoraj oświadczeniu podkreślają prawo Kosowa do samostanowienia. I wymieniają grupę krajów UE, które powstały z podziału lub odłączenia się od większych państw, jak Litwa, Łotwa, Estonia, Czechy, Słowacja czy Słowenia. – Unia Europejska uznała też niepodległość nowych państw, które są kandydatami do UE, jak Chorwacja, Bośnia, Czarnogóra czy Macedonia – przypominają. A z tego płynie następny wniosek: prawo do samostanowienia narodów już w Unii obecnych. – Wierzymy, że mniejszość państw członkowskich zostanie zmuszona do uznania tego prawa przez Unię Europejską – oświadczyli posłowie szkoccy, walijscy, baskijscy i katalońscy.
Wielka Brytania znalazła się w pierwszej grupie krajów, które uznały Kosowo. Oznacza to, że nie boi się precedensu. – Jestem przekonany, że gdyby teraz zorganizować referendum w Szkocji, większość mieszkańców opowiedziałaby się za pozostaniem w Zjednoczonym Królestwie – tłumaczy „Rz” Daniel Korski, ekspert ECFA (European Council on Foreign Relations).
Rząd w Madrycie jest jednak bardziej wstrzemięźliwy i zapowiedział, że Kosowa nie uzna. To już wywołało protest ugrupowań baskijskich i katalońskich. Rząd baskijski wezwał władze hiszpańskie do uznania nowego kraju na Bałkanach i do przyznania Baskom prawa do stworzenia własnego państwa.Z deklaracji Prisztiny jest też zadowolona nacjonalistyczna partia flamandzka N-VA, która będzie tworzyć koalicyjny rząd belgijski z chadekami. Nie jest tak radykalna jak faszyzujący Blok Flamandzki, chce jednak jak największej autonomii dla belgijskich regionów: niderlandzkojęzycznej Flandrii i fran- cuskojęzycznej Walonii.Europejskie narody bez państw patrzą z nadzieją na wydarzenia w Prisztinie. Eksperci mają jednak wątpliwości, czy w ślady Kosowa pójdą Szkocja czy Katalonia.
– Każdy przypadek jest inny. Każdy ma swój czas dochodzenia do konkretnych rozwiązań – mówi Daniel Korski z ECFR. Według niego na pewno nasili się retoryka ruchów separatystycznych, ale nie doprowadzi to do rozpadu państw UE. I to mimo że w Unii są już znacznie mniejsze państwa niż Szkocja czy Kraj Basków.
– Ludzie w Europie myślą kategoriami państwa narodowego. Nie identyfikują się z Unią czy swoimi regionami – uważa Korski.