To nie są tylko niewinne gry semantyczne. Koronawirus może spowodować największy kryzys gospodarczy przynajmniej od 2008 r. i zmienić równowagę geopolityczną na świecie. Państwu, które w świadomości społecznej będzie za to odpowiedzialne, przyjdzie za to długo ponosić poważne konsekwencje. Dlatego MSZ w Pekinie zareagowało ze wściekłością, gdy we wtorek na Twitterze Donald Trump użył terminu „chiński wirus” na określenie nowej choroby.
To jest obelga, której nie zamierzamy znosić – oświadczył rzecznik ministerstwa Geng Shuang, jakby wirus nie zaraził pierwszej osoby w listopadzie 2019 r. w chińskiej prowincji Hubei.
Chińskie władze ten niewygodny fakt zamierzają jednak przesłonić całkiem inną narracją, wedle której do stolicy Hubei, Wuhanu, chorobę mieli przywlec amerykańscy żołnierze. Tej interpretacji ostro sprzeciwił się z kolei sekretarz stanu Mike Pompeo w rozmowie z przedstawicielami chińskiej administracji.
Główne uderzenie chińskiej propagandy jest jednak skierowane na to, co dzieje się dziś, a nie kilka miesięcy temu. We wtorek liczba zakażonych w Chinach wzrosła ledwie o 21 osób (do 80 tys/ 881), z czego tylko jeden przypadek pojawił się w Wuhanie. Reszta to osoby, które wróciły z zagranicy.