– Nie takie przyjęcie planowałam, ale ogromnie cieszę się z waszego towarzystwa – takimi słowami Hillary Clinton zaczęła w sobotnie południe ostatnie przemówienie swej kampanii prezydenckiej.
Długie kolejki jej zwolenników ustawiały się od rana przed waszyngtońskim Narodowym Muzeum Budownictwa, w którego imponującej auli pani senator miała ogłosić koniec swej długiej i wyjątkowo zaciętej batalii o prezydencką nominację.
Gdy uśmiechnięta Hillary Clinton stanęła na mównicy między dwiema wielkimi, złoconymi kolumnami, w oczach tysięcy zebranych duma mieszała się z wielkim smutkiem. Wiele kobiet miało w oczach łzy. Była pierwsza dama zaszła w walce o prezydenturę dużo dalej niż jakakolwiek inna kobieta przed nią. Była o włos od nominacji, lecz musiała uznać minimalne zwycięstwo Baracka Obamy.
Jego nazwisko pojawiło się po raz pierwszy dopiero w siódmej minucie przemówienia, po długim, przerywanym owacjami podsumowaniu jej własnej kampanii. Gdy już jednak się pojawiło, Clinton przekreśliła wszelkie wątpliwości, jakie narosły po jej wtorkowym wystąpieniu, gdy była chyba jedyną osobą w Ameryce, która nie uznawała wygranej swego rywala.– By kontynuować naszą walkę i osiągnąć cele, jakie sobie postawiliśmy, musimy zebrać całą naszą energię, pasję i siłę i uczynić wszystko, co możliwe, by pomóc w wyborze Baracka Obamy na prezydenta USA – mówiła Clinton w sobotę. – Przekazuję mu swe pełne poparcie i proszę was, byście razem ze mną pracowali na jego rzecz równie ciężko, jak pracowaliście na moją.
Była pierwsza dama wychwalała dokonania czarnego senatora, jego charakter i osobowość i wezwała wszystkich demokratów, podzielonych momentami bardzo ostrą, przedłużającą się walką prawyborczą, do jedności.Najwięcej miejsca Clinton poświęciła roli kobiet. – Jestem kobietą i jak miliony innych kobiet dobrze zdaję sobie sprawę ze wciąż istniejących barier i uprzedzeń. Musimy sprawić, by kobiety miały takie same szanse, takie same zarobki, taki sam szacunek jak mężczyźni – dodała, a publiczność zgotowała jej długą owację na stojąco. Jej córka Chelsea, stojąca obok energicznie klaszczącego Billa Clintona, nie potrafiła ukryć wzruszenia.