– To Waszyngton czy Bagdad? – pytają mieszkańcy stołecznej dzielnicy Trinidad. Od dwóch dni samochody na ulicach zatrzymywane są przez policję, która ustawiła tam posterunki.
Policjanci w jaskrawożółtych kamizelkach, z pistoletami za- wieszonymi u pasa, sprawdzają dokumenty, pytają kierowców o cel podróży. Odsyłają tych, którzy ich zdaniem nie mają „racjonalnych powodów”, by tu wjeżdżać.– Mam mieszane uczucia. Z jednej strony wygląda to jak państwo policyjne. Z drugiej, coś z tą przemocą trzeba robić – mówi czarnoskóra mieszkanka Waszyngtonu Shamille Stevens.
Jak wynika ze statystyk, Waszyngton to jedno z najbardziej niebezpiecznych miast Ameryki. Część zachodnia, w której mieszczą się urzędy państwowe, biura czy muzea, jest spokojna, czasem wręcz senna, podczas gdy we wschodniej, zamieszkanej przez ubogą ludność murzyńską, uliczne strzelaniny, napady i wojny narkotykowych gangów są na porządku dziennym.
W tym roku w stołecznym dystrykcie dokonano już 72 zabójstw, z czego 22 właśnie w dzielnicy Trinidad. Gdy przed ponad tygodniem w ciągu jednej nocy zginęło siedem osób, władze uznały, że czas podjąć bardziej drastyczne działania.
Przygotowany przez dowództwo stołecznej policji plan zdecydowanie poparł niezwykle popularny czarnoskóry burmistrz miasta Adrian Fenty. Ograniczenie wprowadzono na razie na czas próbny (do dziesięciu dni), a policjanci kontrolują tylko ruch kołowy.