Sarkozy jest playboyem cierpiącym na nadpobudliwość, co przejawia się skłonnością do organizowania niezliczonej liczby szczytów, reliktem europejskiego socjalizmu szastającym pieniędzmi na pomoc dla firm, których naturalnym obowiązkiem w czasie kryzysu jest bankructwo, powtórką z Chiraca – arogantem mającym czelność pouczać prezydentów Polski i Czech, mięczakiem, który nie umie powiedzieć „nie” Putinowi ani szaleńcom ekologom, którzy chcą nasze pieniądze utopić w produkcji wiatraków. Wystarczyło sześć ostatnich miesięcy, byśmy poznali prawdziwe oblicze najbardziej przebojowego polityka Europy.
Owszem, można tak jak wyżej. Sarkozy doskonale nadaje się na karykaturę – jest widowiskowy, a przy tym niski, ma zdecydowane poglądy, a do tego wszyscy zazdroszczą mu żony – ale to jeszcze nie powód, by tracić głowę. Zamiast tego lepiej podjąć próbę zrozumienia, o co chodzi prezydentowi Francji.
Na początek warto przypomnieć, w jakich okolicznościach doszedł do władzy. Stało się to po kilkunastu latach marginalizacji Francji w świecie. Był to wynik polityki jej prezydentów. Na przełomie lat 80. i 90. Mitterand nie rozumiał, co się dzieje w Europie Wschodniej, o czym świadczyło jego zachowanie wobec puczu Janajewa, a potem wobec Borysa Jelcyna. Następnie przyszedł Jacques Chirac, który po 11 września w istocie ustawił Francję w roli wroga Stanów Zjednoczonych, wykorzystując jedną z najbardziej niszczących chorób francuskich – antyamerykanizm. Dodatkowo Chirac przeszedł do historii dzięki swojej pogardzie wobec nowych krajów członkowskich Unii. Jej najlepszą ilustracją była znana wypowiedź, gdy popierającym interwencję w Iraku narodom Europy Środkowej zasugerował, by siedziały cicho. I ostatni element tej układanki: odrzucenie przez Francuzów konstytucji europejskiej spowodowało, że stracili pozycję głównego rozgrywającego w Europie.
[srodtytul]Sukces poza mandatem Unii[/srodtytul]
Z takim właśnie bagażem kilkunastu lat błędów politycznych Francji dochodził do władzy Nicolas Sarkozy. Nowy prezydent rozumiał doskonale, że dla Francji niezbędne jest określenie na nowo roli w polityce zagranicznej, a francuska prezydencja Unii Europejskiej miała być kluczowym elementem odbudowania pozycji Francji i jej wizerunku. Sarkozy wypełnił to zadanie, zasługując na największe uznanie w sytuacjach, gdy poruszał się na granicy swoich uprawnień albo jawnie je przekraczał. Czym bowiem jak nie naginaniem prawa była jego misja w Moskwie w sierpniu? Sarkozy nie miał uprawnień do negocjowania z Putinem rozejmu jako przedstawiciel Unii Europejskiej. Mimo to jego mediacja przyniosła powstrzymanie ofensywy rosyjskiej na Tbilisi i zakończenie wojny na warunkach, które są co prawda dalekie od idealnych. Pamiętajmy jednak, że realną alternatywą w sierpniu było obalenie rządu Gruzji i zainstalowanie w Tbilisi marionetkowych władz prorosyjskich. Warto również pamiętać, że Europa pod jego kierunkiem nie uznała niepodległości Osetii Południowej i Abchazji. Nic nie wskazuje na to, by to stanowisko mogło ulec zmianie.