– Przygniatająca większość osób walczących z dyskryminacją rasową jest przeciw temu projektowi. Oznacza on zanegowanie francuskiego modelu państwa! – denerwuje się w rozmowie z „Rz” Guillaume Ayné, dyrektor generalny SOS Racisme, czołowej francuskiej organizacji antyrasistowskiej.
Stosowanie kryteriów rasowych czy religijnych w spisach ludności jest dziś we Francji nielegalne. Rygorystycznie przestrzegana zasada równości powoduje, że politycy i dziennikarze starają się unikać używania słów „czarny” czy „Arab”. Yazid Sabeg, komisarz ds. różnorodności i równości, wywołał więc powszechne zaskoczenie, zgłaszając propozycję wprowadzenia kryterium etnicznego do statystyk. Według Sabega, którego popiera prezydent Nicolas Sarkozy, zbadanie etnicznej różnorodności Francji pozwoliłoby skuteczniej walczyć z dyskryminacją.
– Projekt zadziałał jak zapalnik, wywołał gorący spór – mówi „Rz” socjolog, prof. Georges Mink. – Jego zwolennicy argumentują, że dostarczy nam wiedzy o rzeczywistym stanie integracji mniejszości w społeczeństwie. Przeciwnicy alarmują, że będzie oznaczać rasową stygmatyzację obywateli – tłumaczy.
Sabeg zapewnia, że nie zamierza tworzyć żadnych kartotek rasowych i pozwolić, by o przynależności etnicznej danej osoby decydowali urzędnicy. To obywatele będą deklarować, kim się czują.
Te zapewnienia wyśmiewa Malek Boutih, członek kierownictwa opozycyjnej Partii Socjalistycznej pochodzenia arabskiego. – Już widzę, jak pozwolą mi zadeklarować, że jestem Azjatą – kpi.