Polityka Kremla nie wywołuje w ostatnim czasie w Izraelu entuzjazmu. Irytację budzą poparcie, jakiego Moskwa udzielała Iranowi, oraz jej kontakty z Syrią i z radykalną palestyńską organizacją Hamas. Nie jest też tajemnicą, że Rosjanie są jednym z głównych dostawców broni do państw arabskich.

Mimo to Awigdor Lieberman podczas wczorajszej wizyty w Moskwie robił dobrą minę do złej gry i zapewniał, że stosunki między Rosją a Izraelem są najlepsze od czasu nawiązania relacji między obydwoma państwami przed 18 laty. Dodał, że szczególnie zależy na tym milionowej społeczności Izraelczyków urodzonych na terenach byłego Związku Sowieckiego.

To właśnie ich reprezentantem jest Awigdor Lieberman, prawicowy polityk pochodzący z sowieckiej Mołdawii. Nic więc dziwnego, że rosyjska prasa poświęciła bardzo dużo miejsca wizycie „pierwszego w historii rosyjskojęzycznego szefa dyplomacji Izraela”. Jak pisały gazety, Lieberman podczas spotkań z szefem MSZ Siergiejem Ławrowem i prezydentem Dmitrijem Miedwiedie- wem rozmawiał po rosyjsku.

– Jego pochodzenie nie ma jednak większego wpływu na jego politykę. Oczywiście imigrantom z ZSRR zależy na dobrych relacjach z Rosją, ale nie za wszelką cenę – powiedział „Rz” Julij Koszarowski, mieszkający w Izraelu sowiecki dysydent.

W kwestiach bezpieczeństwa Lieberman ma takie samo zdanie jak wszyscy Izraelczycy. Uważa, że naszym sojusznikiem są USA, a wsparcie Rosji dla bliskowschodnich reżimów na pewno go niepokoi – dodał nasz roz- mówca.