Po miesiącach sporów o ustawę reformującą służbę zdrowia sobota była dniem rozstrzygającym. Przed głosowaniem członkowie Izby Reprezentantów ściągnęli do Kongresu posiłki: od przywódcy narodu poczynając, na własnych dzieciach i wnukach kończąc. Przeciwnicy ustawy przekonywali, że Ameryki nie stać na kosztującą około biliona dolarów reformę, która „doprowadzi do wzrostu bezrobocia, podatków i deficytu”. Podkreślali także, że gdyby proponowany system opieki zdrowotnej obowiązywał wcześniej, ich wnuki nie miałyby szans poznać swych dziadków.
Z kolei demokraci mówili o Amerykanach, którzy muszą sprzedawać domy i samochody, by zapewnić leczenie najbliższym, i grzmieli, że nie można godzić się na to, by około 40 milionów osób w USA żyło bez ubezpieczenia. – Wzywam kongresmenów, by odpowiedzieli na wołanie historii i zagłosowali za reformą amerykańskiego systemu opieki zdrowotnej – apelował Barack Obama. Prezydent, który rzadko osobiście lobbuje w Kongresie, podkreślał, że możliwość przeprowadzenia tak historycznych zmian zdarza się raz na pokolenie.
Ostatecznie w nocy z soboty na niedzielę prezydencki obóz wygrał bitwę porównywaną do przyjęcia przed 40 laty ustawy o finansowaniu opieki zdrowotnej dla weteranów, osób starszych i bardzo biednych (Medicare). – Dziś, w historycznym głosowaniu, Izba Reprezentantów przyjęła ustawę, która umożliwi wcielenie w życie obietnicy wysokiej jakości i dostępnej opieki zdrowotnej dla Amerykanów – cieszył się Obama, którego polityczny los w dużej mierze zależy właśnie od sukcesu tej reformy. Prezydent wyraził przekonanie, że senatorzy szybko zatwierdzą swój projekt i że jeszcze w tym roku będzie mógł podpisać ostateczną wersję ustawy.
[srodtytul]Trudna droga[/srodtytul]
Demokraci wygrali jednak niewielką przewagą głosów. „Tak” zakrzyknęło 220, a „nie” 215 kongresmenów. I chociaż późnym wieczorem ogarnięci euforią demokraci chodzili po Izbie Reprezentantów, przybijając piątki, to zasmuceni republikanie nie bez racji podkreślali, że to dopiero początek walki.