Miliardowe transfery z Zachodu na Wschód i 20 lat politycznych starań to najwyraźniej za mało na wyrównanie poziomu gospodarczego wschodnich i zachodnich Niemiec. Nastąpi to dopiero za lat 50. „Mezzogiorno bez mafii” – tak scharakteryzował kilka lat temu wschodnie Niemcy Helmut Schmidt. Były kanclerz RFN słynie z błyskotliwych analiz ekonomicznych i zazwyczaj ma rację. Na pewno, jeśli chodzi o obszar dawnej NRD.
[srodtytul]Lepsze autostrady[/srodtytul]
Na pierwszy rzut oka niemiecki Wschód nie przypomina włoskiego Południa. Oglądając bajkowy, pieczołowicie odrestaurowany rynek w Greifswaldzie czy śródmieście Görlitz, wyłożone błyszczącym granitem perony wschodnioniemieckich dworców czy stylowe budowle publicznych toalet na Rugii pokryte kosztownymi matami z trzciny, można odnieść wrażenie, że jest się w krainie zamożności.
Autostrady na Wschodzie są lepsze od zachodnich, ulice wyasfaltowane, poenerdowskie blokowiska kompletnie odnowione od fasady po kafelki w łazienkach, a zakurzone i odrapane domy mieszkalne bardziej kłują w oczy w miastach Zagłębia Ruhry niż w Poczdamie.
– Obiecuję wam kwitnące pejzaże – powtarzał 20 lat temu kanclerz zjednoczenia Helmut Kohl. Pejzaże już są. Nikt dokładnie nie wie, ile kosztowało ich zbudowanie. Mowa jest o niewyobrażalnej sumie co najmniej 1,2 biliona euro transferów netto z Zachodu na Wschód, począwszy od 1990 roku. Według niektórych danych jest to nawet 1,5 biliona. Mniej więcej tyle wynosi dziś cały niemiecki dług publiczny.