Ostatni raz widziano go, jak niósł plastikową torbę wypełnioną grejpfrutami. Było to na lotnisku w Melbourne, dokąd 52-letni Herman Rockefeller wrócił z czterodniowej podróży biznesowej do Newcastle. Był w garniturze i szedł w kierunku parkingu, na którym zostawił swoją niebieską toyotę prius. Tak uchwyciły go kamery. Jednak media natychmiast zaczęły się zastanawiać, dlaczego szedł do samochodu. Przecież – jak wszyscy – mógł skorzystać z busa.
O godzinie 21.32 toyota prius opuściła teren lotniska, ale Rockefeller nigdy nie dotarł do domu. Dwie godziny później żona zawiadomiła policję. Niedługo potem na północ od Melbourne znaleziono samochód. Był zamknięty, nie miał żadnych uszkodzeń.
Herman Rockefeller natychmiast trafił na czołówki gazet, co – jak twierdzą jego przyjaciele – wcale by mu się nie podobało, bo był osobą skromną i strzegł swojej prywatności. „Absolwent Harvardu jest znacznie popularniejszy, gdy zaginął, niż wtedy, gdy w Australii i Nowej Zelandii prowadził wielomilionowe interesy” – napisał „Sydney Morning Herald”. Urodzony w Ohio i wykształcony w USA, przyjechał do Sydney w latach 60. Nie miał nic wspólnego ze słynnymi Rockefellerami z Nowego Jorku. Bez rozgłosu inwestował w nieruchomości i powoli tworzył wielką fortunę.
W Melbourne natychmiast znaleźli się tacy, którzy twierdzili, że widzieli go feralnego dnia lub następnego. W jednym ze sklepów miał na przykład kupować bułkę z kiełbasą, jakiś napój, a nawet karton mleka, co zaraz wykluczyli jego przyjaciele. Jak powiedzieli, Rockefeller nigdy nie wziąłby czegoś takiego do ust, bo uczestniczy w maratonach, uprawia gimnastykę i przestrzega diety. Również żona była podejrzliwa, gdy właścicielka sklepu przypomniała sobie, o czym rozmawiali. – Mój syn chce zainwestować w tej okolicy – miał powiedzieć. Tymczasem syn Rockefellerów ma dopiero 16 lat.
Policja przypuszczała, że milioner być może sam chciał zniknąć, ale jego bliscy natychmiast odrzucili tę wersję. Jak pisze „Herald Sun”, jeszcze 21 stycznia dzwonił do córki, by powiedzieć, jak bardzo jest z niej dumny, że została przyjęta na medycynę. Dzwonił też do żony, która akurat była na turnieju tenisowym Australian Open. „Miał wspaniały dom w dobrej dzielnicy. Pieniądze, sukces. Był całkowicie oddany swojej rodzinie. Nigdy nikogo by nie zawiódł” – mówili przyjaciele „Sydney Morning Herald”.