Każdy może napisać do prezydenta

Napisaliśmy do kilkunastu przywódców z różnych kontynentów. W ciągu dwóch miesięcy odpisało sześciu

Publikacja: 04.02.2010 00:30

Kancelaria prezydenta Turcji odpisała nam pierwsza

Kancelaria prezydenta Turcji odpisała nam pierwsza

Foto: W.TCCB.GOV.TR

Na początku grudnia skorzystaliśmy z możliwości, jaką daje internautom większość prezydenckich stron internetowych. „Napisz do prezydenta” – kuszą na Tajwanie, w Iranie, nawet na Mauritusie. Biały Dom wręcz zachęca do pisania, gdyż – jak czytamy – prezydent Obama chce „stworzyć najbardziej otwartą i dostępną dla wszystkich administrację w historii Ameryki”.

Sprawdziliśmy, czy listy naprawdę docierają do prezydentów i czy przywódcy w ogóle na nie odpowiadają.

[srodtytul]Cisza w eterze[/srodtytul]

Barack Obama do dziś nam nie odpisał. Podobnie jak m.in. prezydenci Iranu, Rosji, Białorusi, Azerbejdżanu i Turkmenistanu. Ale też Bułgarii, Tajwanu, małej Czarnogóry, Wenezueli. W niektórych przypadkach otrzymaliśmy jedynie automatyczne potwierdzenie, że list dotarł.

„Nasze biuro każdego dnia otrzymuje dziesiątki tysięcy wiadomości od Amerykanów. Robimy co w naszej mocy, by odpowiedzieć na tyle listów, ile możemy” – taki komunikat pojawił się zaraz po wysłaniu e-maila do Białego Domu.

Od przywódcy Wenezueli Hugo Chaveza też otrzymujemy jedynie automatyczne podziękowanie za list.

Premier Wielkiej Brytanii osobiście nakłania do pisania listów, ale jego kancelaria uprzedza, że odpowiedzi nie gwarantuje. Z kolei prezydent Niemiec – podobnie jak przywódca Kuby Raul Castro – do kontaktu e-mailowego raczej nie zachęca.

Otwartość na kontakty z obywatelami deklaruje zaś prezydent Kolumbii Alvaro Uribe, ale żeby się z nim skontaktować, trzeba precyzyjnie określić temat i podtemat sprawy oraz napisać, z jakiego departamentu Kolumbii się pochodzi. Pytań z zagranicy w ogóle nie przewidziano.

Na stronie przywódczyni Chile Michelle Bachelet trzeba wybrać jeden z siedmiu powodów, dla których się do niej zwracamy, a żaden nam nie pasuje. Otrzymujemy tylko potwierdzenie, że nasz e-mail dotarł i zachętę do sprecyzowania, o co nam dokładnie chodzi.

[srodtytul]Ci najszybsi[/srodtytul]

Są jednak tacy, którzy odpisują. Jako pierwszy – i to w ciągu tygodnia – odezwał się do nas prezydent Turcji. „Otrzymujemy 200 e-maili dziennie, nie licząc spamu. Ludzie piszą m.in. w sprawie pomocy finansowej, stypendiów, pomocy w uzyskaniu pożyczek bankowych, także z podziękowaniami” – napisał anonimowy pracownik kancelarii Abdullaha Gulla.

Zarządzaniem e-mailami i udzielaniem odpowiedzi zajmują się tam cztery osoby. Mają jasne wytyczne – odpowiedź musi być wysłana najpóźniej w ciągu 15 dni. Najważniejsze e-maile prezydent czyta osobiście. Dziennie jest ich około 20.

Jeszcze w grudniu odezwali się też prezydenci wszystkich państw bałtyckich i Finlandii, a także premier Hiszpanii. – Łotewskie prawo korespondencyjne określa, że odpowiedź na list musi być udzielona nie później niż w ciągu miesiąca – tłumaczy Ilze Rassa, rzeczniczka prezydenta Valdisa Zatlersa. Na Litwie z kolei odpowiadają najczęściej w ciągu 20 dni.

A internauci piszą, i to lawinowo. Dyrektor gabinetu premiera Hiszpanii José Enrique Serrano Martinez informuje nas, że do końca listopada ubiegłego roku na adres e-mailowy szefa rządu wpłynęło 232 716 listów (7155 od pojedynczych obywateli, reszta w ramach rozmaitych kampanii społecznych).

W roku 2008 listów było zdecydowanie mniej – niewiele ponad 150 tys. Do tego należy doliczyć około 15 tys. e-maili wysłanych za pośrednictwem formularza na stronie siedziby rządu La Moncloa.

Prezydent Finlandii Tarja Halonen dostała w tym czasie ponad 7 tys. e-maili, Litwy Dalia Grybauskaite – ponad 10 tys., a prezydent Polski ponad 40 tys. (dla porównania w pierwszym roku swojej kadencji Lech Kaczyński otrzymał 8,3 tys. e-maili, a w czwartym – 12 tys.).

[srodtytul]O czym piszą ludzie[/srodtytul]

Kancelaria Prezydenta RP wyjaśnia: „Najczęściej dziękują prezydentowi za przedstawione stanowisko lub zwracają się z prośbą o interwencję w prywatnych sprawach. Komentują bieżące wydarzenia w kraju i na świecie.

Piszą o sprawach materialno-bytowych (np. trudna sytuacja mieszkaniowa, bezrobocie, problemy ze spłatą zaciągniętych zobowiązań). Skarżą się na przewlekłość procesów, funkcjonowanie organów wymiaru sprawiedliwości (m.in. skargi na sędziów, prokuratorów i funkcjonariuszy policji). Poruszają sprawy bardzo osobiste”.

W przypadku prezydenta Estonii „proszą o autograf czy zdjęcie, zapraszają na różne imprezy, ale zadają też pytania dotyczące bieżących wydarzeń w kraju i na świecie”.

Wszystkie listy trafiają do specjalnego biura, które funkcjonuje przy kancelarii każdego prezydenta. Stamtąd są rozsyłane do odpowiednich doradców i departamentów.

Bywa jednak, że prezydenci mają swój udział w e-mailowaniu. – Vaclav Klaus osobiście czyta wszystkie listy – mówi nam rzecznik prezydenta Czech Radim Ochvat. Jak zapewnia Heli Sariola, rzecznik prasowy prezydent Finlandii, pani Halonen osobiście odpowiada na wszystkie listy od dzieci.

Prezydent Łotwy częściej słucha streszczenia listów, ale zdarza się, że udziela rad, jakiej odpowiedzi udzielić. W Polsce – jak informuje nas biuro prasowe Lecha Kaczyńskiego – gabinet prezydenta decyduje, która korespondencja zostaje przedłożona głowie państwa.

[srodtytul]XIX wiek kontra XXI wiek[/srodtytul]

– W wielu krajach rządzą jeszcze przywódcy dziewiętnastowieczni, których znajomość Internetu ogranicza się tylko do sprawdzania poczty elektronicznej, w dodatku przez asystenta lub rodzinę. A brak odpowiedzi świadczy o tym, że kancelarie tych prezydentów po prostu działają źle – kwituje specjalista od wizerunku polityków Eryk Mistewicz.

Tak jest w Azji Środkowej, w krajach byłego ZSRR. W jednym z nich Mistewicz proponował niedawno, by w kampanii wyborczej wykorzystać media społecznościowe.

– Wytłumaczono mi, że Internet nie jest tu poważnie traktowany. Panuje przekonanie, że dużo ważniejsze są tradycyjne gazety, telewizja, billboardy, gdyż z Internetu korzystają tylko młodzi ludzie, którzy na pewno nie szukają w nim informacji politycznych – mówi.

Po co zatem prezydenci tych państw zachęcają na swoich stronach, by do nich pisać? Eksperci twierdzą, że ślepo kopiują wzorce innych zagranicznych stron, w ogóle się nad tym nie zastanawiając.

Ale jest też druga grupa polityków, którzy wiedzą, jaki użytek można zrobić z Internetu. – To politycy XXI wieku – mówi Mistewicz.

Wśród nich wymienia m.in. prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego, premiera Włoch Silvio Berlusconiego i prezydenta Rumunii Trajana Basescu. Cała trójka działa np. na Twitterze. W dodatku kontaktuje się ze swoimi zwolennikami pisząc pod pseudonimami.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019