Do ostatniej chwili sondaże wskazywały, że Wielka Brytania zmierza w stronę tzw. zawieszonego parlamentu, czyli takiego, w którym żadne ugrupowanie nie ma większości potrzebnej do samodzielnego rządzenia. Większość gazet chciała jednak zwycięstwa konserwatystów i odsunięcia od władzy rządzącej od 13 lat Partii Pracy. Argument był zawsze ten sam: rządy Davida Camerona dają większe szanse na wyprowadzenie kraju z głębokiej recesji.
[srodtytul]Rozżalony Brown[/srodtytul]
– Gazety, ich właściciele, kilkoro celebrytów i biznesmenów próbowało zdecydować o wyniku wyborów, zanim się one odbyły – żalił się premier Gordon Brown w wywiadzie dla wczorajszego dziennika „The Times”. Przywódca Partii Pracy do ostatniej chwili nie chciał się zgodzić na wywiad dla gazety, która otwarcie poparła konserwatystów. Oprócz niej zrobił to m.in. opiniotwórczy dziennik „Financial Times” i tygodnik „Economist”, który wcześniej popierał laburzystów za ich ambitne plany gospodarczych reform.
– W prasie ekonomicznej decyzja o poparciu konkretnej partii podejmowana jest po analizie, które ugrupowanie będzie najlepsze dla rozwoju gospodarczego kraju. Ale inne gazety kierują się własnym interesem – mówi „Rz” dr Michael Cole, politolog z Uniwersytetu w Liverpoolu. – Lewicowe „Independent” i „Guardian” kalkulują, jaki rząd najbardziej będzie pasował do ich przekonań. A najbardziej przewidywalne są „Daily Mail” i „Daily Telegraph”, które popierają prawicę, oraz „Daily Mirror” związany z laburzystami – dodaje.
Wsparcie dla partii nie ogranicza się jedynie do komentarza, w którym redakcja ogłasza, kogo poparłaby w wyborach i dlaczego. Eksperci podkreślają, że artykuły są często pisane w sposób jednostronny, tak aby wspieranego przywódcę wybielić. – Nasze media w sposób skandaliczny nie zachowują równowagi – alarmuje komentatorka „Guardiana” Marina Hyde.