Takie wnioski płyną z raportu Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych o obsadzie stanowisk szefów delegatur Unii Europejskiej w przededniu powołania Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych.
Według zasad określonych przez Radę UE dobór personelu ESDZ ma być oparty na zasadach równowagi geograficznej i płci. Z raportu przygotowanego przez dwoje analityków PISM Ryszardę Formuszewicz i Jakuba Kumocha wynika jednak, że żadna z tych zasad nie jest spełniona. Podobnie jak zasada kompetencji, zwłaszcza znajomości przez szefów delegatur języków krajów, w których obejmują misję.
Ze starych państw członkowskich wywodzi się ponad 92 procent personelu unijnej służby dyplomatycznej, a jeśli uwzględnić wyłącznie skład zagranicznych przedstawicielstw, odsetek ten przekracza 95 procent. Oprócz Litwy i Węgier żaden z nowych krajów członkowskich nie ma przedstawiciela wśród 115 ambasadorów Unii objętych badaniem PISM. Jeśli brać pod uwagę liczbę mieszkańców danego kraju i liczbę jego przedstawicieli w służbie dyplomatycznej UE, 11 krajów (zwłaszcza Belgia) jest zdecydowanie nadreprezentowanych wśród personelu unijnej dyplomacji. Wśród krajów słabo reprezentowanych dominują nowi członkowie. Polska – bez żadnego ambasadora i z zaledwie 36 osobami zatrudnionymi w całej służbie dyplomatycznej UE – zajmuje ostatnie miejsce na liście.
Unia stosuje podwójną miarę przy ocenie więzów kulturowych, językowych i historycznych. W Afryce i Ameryce Południowej często szefem delegatury zostaje obywatel byłego mocarstwa kolonialnego, co bywa tłumaczone kompetencją danej osoby. Na przykład szefem delegacji Unii w RPA jest Holender, w Senegalu – Francuz, w Chile i Kolumbii – Hiszpanie, w Brazylii – Portugalczyk. Tylko trzech z 44 przedstawicieli UE w Afryce reprezentuje państwa, które nie miały kolonii na tym kontynencie.
Natomiast przy powierzaniu placówek w dawnych pań- stwach ZSRR nie wzięto pod uwagę związków historycznych, znajomości realiów politycznych, a nawet kompetencji językowych kandydatów z krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Prowadzi to do kuriozalnych nominacji. Szefem delegatury UE w Moskwie jest Hiszpan niemówiący po rosyjsku, a w Kijowie Portugalczyk niemówiący ani po rosyjsku, ani po ukraińsku. Języka rosyjskiego nie zna ani jeden reprezentant Unii w dawnej azjatyckiej części ZSRR.