Gmina Aubervilliers w departamencie Seine-Saint-Denis szczyciła się niegdyś kwitnącym przemysłem odzieżowym i chemicznym. Dziś słynie z tego, że jej mieszkańcy są najbiedniejsi w całym regionie paryskim. 10 tysięcy euro – tyle wynosi tu przeciętny roczny dochód mieszkańca. Bezrobocie sięga prawie 25 procent. Za zaśmieconymi, brudnymi ulicami, na których kłębią się imigranci z Afryki i Azji, widać niezagospodarowane tereny i opuszczone budynki fabryczne. W jednym z takich miejsc obok wiaduktu nad autostradą A86, w chatach skleconych z tego, co znaleźli na ulicach i na pobliskim wysypisku śmieci, koczują Romowie. Na kilku metrach kwadratowych domków z blachy i kartonu wyłożonych brudnymi dywanami, by chronić się przed wiatrem i wilgocią, mieszkają nawet ośmioosobowe rodziny. Bose, brudne, wychudzone dzieci biegają na deszczu. Kobiety noszą przywiązane kolorowymi chustami niemowlęta na plecach. Wszędzie widać kawałki metalu, stare rowery i puszki, które mieszkańcy wygrzebują ze śmietników, by je sprzedać w skupie metali. Czuć zapach moczu i mokrych szmat.
Nikt nie wie, ilu ich jest. Kilkudziesięciu, może kilkuset. Są nieufni, wręcz wrodzy. Nie lubią obcych, szczególnie dziennikarzy, którzy przybywają tu tłumnie, odkąd prezydent Nicolas Sarkozy zapowiedział w sierpniu likwidację kilkuset nielegalnych obozowisk Romów i deportację mieszkańców do Rumunii i Bułgarii. Obozowisko w Aubervilliers jest ostatnim w okolicy. Pozostałe dwa buldożery zrównały z ziemią, a mieszkańców z 300 euro w ręku wsadzono do samolotów do Bukaresztu.
[srodtytul]Dumny lud[/srodtytul]
– Oni nie chcą, by ludzie traktowali ich jak cyrkową atrakcję – tłumaczy wrogie zachowanie Romów towarzyszący mi Romulus-Ionut Spin ze stowarzyszenia Coup de Mains niosącego pomoc nielegalnym imigrantom. Romulus-Ionut jest Rumunem. Przybył do Francji w wieku 16 lat. Utrzymywał się, pracując na budowach po 14 godzin dziennie. Teraz pomaga Romom, którzy przebyli tę samą drogę co on 12 lat temu. – Przyjeżdżają tylko z tym, co mają na sobie. Pociągiem, autostopem – mówi. Są zdeterminowani, chcą uciec przed nędzą i dyskryminacją w ojczyźnie. Z romantycznym mitem o wędrującym Cyganie ich los ma niewiele wspólnego. W Rumunii mieszkają w wioskach. Zajmują się rzemiosłem, pracują tu i tam. Odkąd weszliśmy do Unii Europejskiej i wybuchł kryzys, ich sytuacja się pogorszyła. Przyjeżdżają, bo są tu puste tereny, na których mogą koczować – ciągnie Rumun. Wszyscy chcą zostać na stałe, marzą o własnym domu, o pracy. Dla gminy, w której większość mieszkańców stanowią imigranci żyjący z zasiłków, to problem nie do rozwiązania. Brakuje pieniędzy, pracowników społecznych i mieszkań. Dla Romów nie ma tu miejsca.
[srodtytul]Wioski integracyjne[/srodtytul]