Reportaż: Romowie we Francji

Biedni i brudni budzą odrazę wielu Francuzów. Są jednak i tacy, którzy dostrzegli ich inne oblicze

Aktualizacja: 10.09.2010 08:52 Publikacja: 09.09.2010 21:16

Cyganie rozbili obóz w parku miejskim w Lille (północna Francja)

Cyganie rozbili obóz w parku miejskim w Lille (północna Francja)

Foto: AFP

Gmina Aubervilliers w departamencie Seine-Saint-Denis szczyciła się niegdyś kwitnącym przemysłem odzieżowym i chemicznym. Dziś słynie z tego, że jej mieszkańcy są najbiedniejsi w całym regionie paryskim. 10 tysięcy euro – tyle wynosi tu przeciętny roczny dochód mieszkańca. Bezrobocie sięga prawie 25 procent. Za zaśmieconymi, brudnymi ulicami, na których kłębią się imigranci z Afryki i Azji, widać niezagospodarowane tereny i opuszczone budynki fabryczne. W jednym z takich miejsc obok wiaduktu nad autostradą A86, w chatach skleconych z tego, co znaleźli na ulicach i na pobliskim wysypisku śmieci, koczują Romowie. Na kilku metrach kwadratowych domków z blachy i kartonu wyłożonych brudnymi dywanami, by chronić się przed wiatrem i wilgocią, mieszkają nawet ośmioosobowe rodziny. Bose, brudne, wychudzone dzieci biegają na deszczu. Kobiety noszą przywiązane kolorowymi chustami niemowlęta na plecach. Wszędzie widać kawałki metalu, stare rowery i puszki, które mieszkańcy wygrzebują ze śmietników, by je sprzedać w skupie metali. Czuć zapach moczu i mokrych szmat.

Nikt nie wie, ilu ich jest. Kilkudziesięciu, może kilkuset. Są nieufni, wręcz wrodzy. Nie lubią obcych, szczególnie dziennikarzy, którzy przybywają tu tłumnie, odkąd prezydent Nicolas Sarkozy zapowiedział w sierpniu likwidację kilkuset nielegalnych obozowisk Romów i deportację mieszkańców do Rumunii i Bułgarii. Obozowisko w Aubervilliers jest ostatnim w okolicy. Pozostałe dwa buldożery zrównały z ziemią, a mieszkańców z 300 euro w ręku wsadzono do samolotów do Bukaresztu.

[srodtytul]Dumny lud[/srodtytul]

– Oni nie chcą, by ludzie traktowali ich jak cyrkową atrakcję – tłumaczy wrogie zachowanie Romów towarzyszący mi Romulus-Ionut Spin ze stowarzyszenia Coup de Mains niosącego pomoc nielegalnym imigrantom. Romulus-Ionut jest Rumunem. Przybył do Francji w wieku 16 lat. Utrzymywał się, pracując na budowach po 14 godzin dziennie. Teraz pomaga Romom, którzy przebyli tę samą drogę co on 12 lat temu. – Przyjeżdżają tylko z tym, co mają na sobie. Pociągiem, autostopem – mówi. Są zdeterminowani, chcą uciec przed nędzą i dyskryminacją w ojczyźnie. Z romantycznym mitem o wędrującym Cyganie ich los ma niewiele wspólnego. W Rumunii mieszkają w wioskach. Zajmują się rzemiosłem, pracują tu i tam. Odkąd weszliśmy do Unii Europejskiej i wybuchł kryzys, ich sytuacja się pogorszyła. Przyjeżdżają, bo są tu puste tereny, na których mogą koczować – ciągnie Rumun. Wszyscy chcą zostać na stałe, marzą o własnym domu, o pracy. Dla gminy, w której większość mieszkańców stanowią imigranci żyjący z zasiłków, to problem nie do rozwiązania. Brakuje pieniędzy, pracowników społecznych i mieszkań. Dla Romów nie ma tu miejsca.

[srodtytul]Wioski integracyjne[/srodtytul]

Do niedawna gminy, przy wsparciu finansowym władz w Paryżu i Europejskiego Funduszu Socjalnego, usiłowały im pomóc. Stworzono sześć wiosek integracyjnych, między innymi w Montreuil, Bagnolet, Saint-Ouen i Saint-Denis, w których umieszczono ponad 250 rodzin. Zamiast w blaszanych chatach mieszkają w niskich drewnianych domkach z łazienką i kuchnią. Mają pracę, ich dzieci chodzą do szkoły. Ale to kropla wody w morzu potrzeb. Wioski integracyjne są w stanie przyjąć zaledwie pięć procent Romów z okolic Paryża.

- Najlepiej by było, gdyby udało się ich wszystkich umieścić w takich ośrodkach przejściowych – mówi Christophe Auger ze stowarzyszenia ALJ93, które zarządza czterema z sześciu wiosek. – Nie mam jednak złudzeń, że przy obecnej polityce rządu nie mamy co liczyć na dalszą pomoc finansową – wzdycha. Dlatego ALJ93 stara się wraz z innymi organizacjami charytatywnymi o inne, tańsze rozwiązania. Coup de Mains stworzyła w Saint-Denis ośrodek, który nazywa La Passerelle, czyli przejście do lepszego życia. Mieści się w dawnym biurowcu wciśniętym między tory kolejowe i ruchliwą ulicę. Budynek miał zostać rozebrany, ale gmina zgodziła się oddać go organizacji za darmo. Po remoncie mają w nim zamieszkać Romowie. 25 rodzin na 800 metrach kwadratowych w systemie rotacyjnym. Gdy znajdą pracę i lepsze mieszkanie, inna rodzina zajmie ich miejsce. Remont przeprowadzają sami.

[srodtytul]Niechciani w Europie[/srodtytul]

Gabriel ma 34 lata, żonę i trójkę dzieci. We wrześniu 2009 roku przyjechał z rumuńskiej Oradei, do Pantin, gminy sąsiadującej z Aubervilliers. Dołączył do jednego z dzikich obozowisk. Teraz cieszy się jak dziecko na nowe mieszkanie w La Passerelle. Dzięki Coup de Mains ma pracę w sklepie z używaną odzieżą prowadzonym przez organizację i prawo pobytu na dziesięć lat. – Przyjechałem do Francji, bo nie miałem z czego wyżywić mojej rodziny. W Rumunii z trudem wiązałem koniec z końcem. Zarabiałem 100 euro miesięcznie, pracując na budowach – opowiada.

Według niego sytuacja Romów w ojczyźnie wygląda znacznie gorzej niż we Francji. – Nasze dzieci nie chodzą do szkół. Nikt nam nie pomaga. Mieszkamy w rozpadających się blokach – dodaje. Gabriel wróciłby chętnie do domu, ale nie ma po co. – Tam nas nie chcą. Tu wprawdzie też, ale jest z czego żyć – wzrusza ramionami. Wcześniej próbował osiedlić się we Włoszech. – Stamtąd też nas wygnali – przyznaje. Tego, że Romowie są niechciani w Europie, nie rozumie. – Jesteśmy takimi samymi ludźmi jak wszyscy inni. Chcemy pracować. Nie można nas traktować jak bydło – mówi. Jego mieszkanie w dawnym biurowcu jest już prawie gotowe. Gabriel wybrał sobie czarne kanapy i pomalował ściany na zielono. – Moja żona lubi ten kolor – dodaje ze śmiechem.

[srodtytul]Wzorowi pracownicy[/srodtytul]

Liliana, Madelina, Francesca i Camelia siedzą w małej ciasnej salce na parterze biurowca, w którym mają niedługo zamieszkać. Opowiadają siostrze Anette z fundacji Abbé Pierre’a o swoim pierwszym dniu w szkole. – Byłam bardzo zdenerwowana. Zwróciłam obiad – mówi ośmioletnia Camelia. Żadna z dziewczynek nigdy nie chodziła do szkoły. Dziesięcioletnia Madelina przyciska do piersi różowy tornister, z którego jest bardzo dumna. Dostała go wraz z nowymi ubraniami od fundacji SOS enfants. Pierwszy dzień w szkole był trudny. Dziewięcioletnia Francesca nie włożyła majtek. Dzieci się z niej śmiały. Madelina załatwiła się zamiast w toalecie w kabinie prysznicowej.

– Największym problemem w integracji Romów stanowi ich zacofanie cywilizacyjne – tłumaczy siostra Annette. Dzieci nie umieją jeść przy stole nożem i widelcem, rodzice nie dbają o ich higienę. – To wynik wieloletniego życia w obozowiskach bez wody i prądu – dodaje zakonnica. Teraz uczą się wszystkiego na nowo. Coup de Mains znalazła ich rodzicom pracę w okolicznych restauracjach i hotelach. Wielu z nich jest analfabetami, więc oprócz zawodu uczą się pisać i czytać. Znalezienie dla nich pracy było trudne, bo Romowie mają we Francji bardzo złą opinię, a Paryż ograniczył Rumunom i Bułgarom w 2007 roku dostęp do wielu zawodów. Sytuacja pogorszyła się jeszcze, gdy Francja obciążyła Romów odpowiedzialnością za wzrost przestępczości w kraju. Niesłusznie – uważa Christophe Auger. – Oni żebrzą i grzebią w śmietnikach. Ale to robią także Francuzi. To są dumni ludzie, chętni do pracy. Kradzież do dla nich ostateczność – twierdzi. Niektórzy z nich mają już oferty pracy i szukają mieszkania. – Są wzorowymi pracownikami. A to jest warunkiem dla ich pozostania w kraju. Tylko kiedy mają pracę i prawo pobytu, nie można ich deportować.

[srodtytul]Niszczenie tradycyjnego stylu życia[/srodtytul]

Nie wszystkim taka pomoc się podoba. Od chwili zaostrzenia polityki rządu wobec Romów organizacje działające w obronie tej mniejszości wyrastają we Francji jak grzyby po deszczu. Umieszczanie Romów w mieszkaniach im się nie podoba.

Stowarzyszenie Voix Des Roms oskarżyło ALJ93, że niszczy „tradycyjny styl życia Romów”. Zdaniem organizacji, zrzeszającej głównie francuskich Cyganów, powinni oni żyć w przyczepach kempingowych i podróżować po kraju. – Oskarżyli nas o tworzenie gett dla Romów. O izolowanie ich od reszty społeczeństwa i niszczenie ich wielowiekowej kultury – mówi Christophe Auger.

- Ich pomysłem na pomoc jest rozdawanie tym ludziom instrumentów muzycznych, by zarabiali na życie jako wędrowni muzykanci. To chyba nie wystarczy jako pomysł na życie społeczności liczącej kilkaset tysięcy osób – dodaje rozgoryczony. Według niego kwestia Romów stała się kartą przetargową w grze o wpływy w Unii Europejskiej.

– Wiele organizacji chciałoby, żeby Romowie zostali uznani jako naród na szczeblu unijnym. Chcą by mieli własnego przedstawiciela w Parlamencie Europejskim. Dlatego Romowie nie mogą się integrować, bo wtedy nie będą się niczym różnili od Rumunów czy Bułgarów – tłumaczy. I dodaje: My chcemy im pozostawić wybór. Czy chcą, jak w Rumunii, pracować w tradycyjnych zawodach, robić szczotki na kiju i wróżyć z ręki, czy wolą mieć normalną pracę i się integrować. W Rumunii nie prowadzą wędrownego stylu życia. Dlaczego mieliby go prowadzić tutaj?

Według niego jedno jest pewne: odsyłanie ich do krajów pochodzenia nie rozwiąże problemu.

– Wrócą i przywiozą ze sobą kuzynów, ciocię i babcię. Ten problem można rozwiązać wyłącznie na szczeblu europejskim. Albo znajdziemy takie rozwiązanie, albo sytuacja się pogorszy. Rumunia jest zbyt biednym krajem, by tym ludziom cokolwiek zaproponować. Jest zresztą jedyną pozytywną stroną deportacji, wreszcie się o tym problemie mówi – stwierdza Christophe Auger.

[i]Aleksandra Rybińska z Paryża[/i]

Gmina Aubervilliers w departamencie Seine-Saint-Denis szczyciła się niegdyś kwitnącym przemysłem odzieżowym i chemicznym. Dziś słynie z tego, że jej mieszkańcy są najbiedniejsi w całym regionie paryskim. 10 tysięcy euro – tyle wynosi tu przeciętny roczny dochód mieszkańca. Bezrobocie sięga prawie 25 procent. Za zaśmieconymi, brudnymi ulicami, na których kłębią się imigranci z Afryki i Azji, widać niezagospodarowane tereny i opuszczone budynki fabryczne. W jednym z takich miejsc obok wiaduktu nad autostradą A86, w chatach skleconych z tego, co znaleźli na ulicach i na pobliskim wysypisku śmieci, koczują Romowie. Na kilku metrach kwadratowych domków z blachy i kartonu wyłożonych brudnymi dywanami, by chronić się przed wiatrem i wilgocią, mieszkają nawet ośmioosobowe rodziny. Bose, brudne, wychudzone dzieci biegają na deszczu. Kobiety noszą przywiązane kolorowymi chustami niemowlęta na plecach. Wszędzie widać kawałki metalu, stare rowery i puszki, które mieszkańcy wygrzebują ze śmietników, by je sprzedać w skupie metali. Czuć zapach moczu i mokrych szmat.

Pozostało 89% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021