„Ziemia za pokój” – ta zasada obowiązywała w izraelskiej polityce już od dłuższego czasu. Nawet prawicowe rządy zakładały, że przy ustalaniu ostatecznej granicy między Izraelem a przyszłą Palestyną Żydzi będą musieli się wycofać z części osiedli na terytoriach okupowanych. Nikomu poważnemu nie przyszło jednak do głowy, żeby przeprowadzić taką operację w drugą stronę. Czyli pozbyć się z Izraela mieszkających tam Arabów (około 1,2 mln obywateli).
Właśnie taki pomysł zgłosił teraz szef izraelskiej dyplomacji Awigdor Lieberman. Według nacjonalistycznego polityka na Bliskim Wschodzie powinny powstać dwa jednorodne etnicznie państwa: czysto żydowski Izrael i czysto arabska Palestyna. – Aby to osiągnąć, należy dokonać wymiany ludności i terytoriów – ogłosił Lieberman, który stoi na czele partii Nasz Dom Izrael reprezentującej Żydów przybyłych z byłego Związku Sowieckiego.
Jego zdaniem arabskie miasta i wioski znajdujące się w Izraelu powinny zostać oddane Palestyńczykom, a osiedla żydowskie na terytoriach palestyńskich powinny zostać włączone do Izraela. W sytuacjach, gdy jest to niemożliwe – na przykład w Hajfie, głównym izraelskim mieście portowym, w którym mieszka kilkadziesiąt tysięcy Arabów – ludzie powinni zostać przesiedleni. Zdaniem Liebermana etniczna separacja to jedyny sposób na rozwiązanie konfliktu na Bliskim Wschodzie.
– Należy to wreszcie powiedzieć. Nie może być tak, że ktoś sprzedaje ci mieszkanie, ale pod warunkiem, że jego teściowa nadal będzie w nim mieszkać – podkreślił minister. – Ludzie tacy jak Hanin Zuabi (arabski deputowany Knessetu – red.) powinni być obywatelami Palestyny. Niech sobie startują w wyborach w Strefie Gazy – dodał.
Choć Lieberman pod wpływem fali krytyki zapewnił wczoraj, że jego słowa są wyrazem jego osobistych poglądów, a nie strategii rządu, nie przekonało to jego krytyków. Według nich wypowiedź Liebermana reprezentuje „niebezpieczne tendencje”, jakie pojawiają się ostatnio w szeregach izraelskiej prawicy. Oburzeni są zarówno izraelscy Arabowie, jak i liberalni Żydzi.