W największym mieście Inguszetii, Nazraniu, w sobotę na ulice wyszło 3 tys. ludzi, w całym kraju – 6 tysięcy.
– W ostatnich pięciu latach w aktach terrorystycznych, do których dochodziło w Inguszetii, zginęło ponad 400 funkcjonariuszy służb specjalnych, rannych zostało 3 tysiące cywilów. Tyle samo dzieci zostało sierotami – mówił prezydent Inguszetii Junus-Bek Jewkurow. W lipcu zeszłego roku sam ledwo uszedł z życiem, gdy jego opancerzony mercedes minął samochód wypełniony materiałami wybuchowymi. Było to na drodze w pobliżu Magasu, nowej stolicy tej republiki na rosyjskim Kaukazie Północnym.
Organizatorzy wieców zaapelowali do mieszkańców o współpracę z władzą w walce z terroryzmem. A do rodaków, którzy „wbrew swojej woli znaleźli się w bandach przestępczych”, by jak najszybciej się poddali.
W Inguszetii, położonej między Czeczenią a Osetią Północną, ataki na milicjantów i żołnierzy stały się codziennością. W czerwcu dwa lata temu w Nazraniu w biały dzień zostali zastrzeleni były wicepremier Baszir Auszew oraz wiceprezes Sądu Najwyższego Aza Gazirjejewa.
Zdaniem niektórych ekspertów obecną sytuację na Kaukazie Północnym można porównać do tej na Bliskim Wschodzie. Według rosyjskich statystyk w 2009 roku w tym regionie dokonano ponad 750 zamachów na pracowników MSW.