Białorusini mogli się czuć zawiedzeni. W telewizyjnym studiu wyborczym zebrali się w sobotę wszyscy rywale urzędującego prezydenta, ale zabrakło samego Aleksandra Łukaszenki.
W założeniu organizującej debatę telewizji państwowej opozycyjni kandydaci mieli polemizować między sobą. Do podsycania sporów wyznaczono dwóch prowadzących, znanych ze złośliwych reportaży o opozycji.
– Mam nadzieję, że rozumiecie, iż to nie są debaty, ale kolejne kłamstwo reżimowej telewizji – zwrócił się do telewidzów w słowie wstępnym lider ruchu Europejska Białoruś Andrej Sannikau. Polityk oświadczył, że – w związku z nieobecnością tego, z kim miał zamiar polemizować – chce skorzystać z czasu antenowego i prosić wyborców, by głosowali przeciwko “ostatniej dyktaturze w Europie”.
Chęci prowadzenia polemiki z oponentami Aleksandra Łukaszenki nie wyraziło także pozostałych ośmiu kandydatów na prezydenta. Jeden z nich, lider ruchu Mów Prawdę Uładzimir Niaklajeu, na znak protestu opuścił studio. Wcześniej wezwał jednak telewidzów, aby 19 grudnia po zakończeniu głosowania przyszli na plac Październikowy w Mińsku. – Wezwiemy tam również tego człowieka, który nie przyszedł dziś do studia, by rozmawiać z nami – oznajmił.
Apel o gromadzenie się wieczorem 19 grudnia na centralnym placu stolicy powtórzyli w swoich wystąpieniach jeszcze czterej kandydaci na prezydenta. A jeden z nich – socjaldemokrata Mikoła Statkiewicz – oś- wiadczył, że bierze na siebie odpowiedzialność za zorganizowanie protestu przeciwko fałszowaniu wyborów. Statkiewicz porównał urzędującego prezydenta do zagradzającego drogę kamienia, który należy uprzątnąć. – 19 grudnia to dzień wielkiego sprzątania – ogłosił.