Poszarpane zwłoki, krew na ulicy, zniszczone samochody, odłamki szkła z wybitych szyb. Taki był widok ulicy przed koptyjskim kościołem w egipskiej Aleksandrii, gdzie w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia wybuchła bomba. Według oficjalnych danych zginęło co najmniej 21 osób, gdy niektóre portale koptyjskie mówiły nawet o 40 – 45. Około 100 osób zostało rannych.
Było 15 minut po północy. W kościele trwało nabożeństwo i świątynia pełna była ludzi, gdy nagle nastąpił wybuch. – Eksplozja wstrząsnęła całym kościołem. Wybiegliśmy na zewnątrz i ujrzeliśmy dwa samochody w płomieniach. Powiedziano nam, że to one wybuchły – opowiadał gazecie „Al Ahram” jeden z modlących się wówczas wiernych, Sami Saad. – Było słychać coraz głośniejsze krzyki i uroczystości noworoczne przekształciły się w prawdziwy horror. Szczątki ludzkie i krew znajdowały się wszędzie, na ścianach i ziemi przed kościołem. Czuliśmy zapach krwi – mówił.
Według innego naocznego świadka tylko dzięki pośpiesznie przybyłemu biskupowi Bahunisowi nie doszło do zamieszek i starć miejscowych Koptów z policją. Ale z innych źródeł wynika, że grupa chrześcijan usiłowała zaatakować nieodległy meczet i walczyła z policjantami.
[srodtytul]Groźba al Kaidy [/srodtytul]
Egipska policja bardzo szybko aresztowała grupę osób podejrzanych o udział w zamachu; dane na temat liczby zatrzymanych są sprzeczne. Zdaniem przedstawicieli władz w zamach zamieszane były „elementy zagraniczne”. Już w listopadzie w Internecie pojawiły się groźby ze strony grupy związanej z al Kaidą, wzywającej muzułmanów do atakowania kościołów koptyjskich. Rzekomo bowiem dwie chrześcijanki, żony koptyjskich duchownych, przeszły na islam i zostały uwięzione w koptyjskich klasztorach, by zmieniły decyzję. Chodzi o to, by Koptowie je wypuścili. Chrześcijanie dowodzą natomiast, że obie kobiety zostały zmuszone do przyjęcia islamu siłą.