Od 1 stycznia Węgry stoją na czele UE, ale nie będzie to łatwe przywództwo. – Dawno nie słyszałem tylu nieprzyjemnych określeń pod adresem jednego państwa. Teraz słyszę, że Węgry są paskudnym krajem. Według niektórych nawet nazistowskim – mówi „Rz” politolog Andras Lanczi.
Wszystko z powodu kontrowersyjnej ustawy medialnej krytykowanej przez UE, zachodnie media i lewicowych węgierskich dziennikarzy. „Na Węgrzech skończyła się wolność prasy” – obwieściła wczoraj w 22 językach lewicowa gazeta „Nepszabadsag”. I choć Węgrzy zapewniają, że ich ustawa spełnia europejskie standardy, zewsząd rozlegają się głosy, że na przewodnictwo w UE nie zasługują.
– Obawiam się, że z nową konstytucją może być podobnie, bo sam jej projekt jest sprzeczny z europejskimi trendami. Już słychać oburzenie w zachodnich mediach, że chcemy zakazać aborcji, co jest nadinterpretacją, gdyż wszystkie zapisy nadal są dyskutowane – mówi Lanczi.
Oburzeni są opozycyjni socjaliści. Już twierdzą, że nowa konstytucja będzie łamać prawa człowieka. Tuż przed Nowym Rokiem jeden z nich, były unijny komisarz ds. podatków Laszlo Kovacs, oświadczył: – Ta konstytucja może uczynić z Węgier czarną owcę Europy.
Jakie zmiany przewiduje Fidesz? – Na razie to wstępny projekt, ale jeśli w podobnej formie wejdzie w życie, będzie bardzo zły dla Węgier. Poważnie ograniczy kontrolę nad rządem i zabierze uprawnienia Trybunałowi Konstytucyjnemu, co jest nie do zaakceptowania. Zakaże aborcji. I uczyni nas krajem konserwatywnym – mówi „Rz” Viktor Szigetvari, były szef kampanii wyborczej socjalistów.