We wtorek zaatakowano konwój Sudańczyków, którzy wracali na południe kraju, aby wziąć udział w głosowaniu. Zginęło dziesięć osób. Dzień wcześniej w starciach na granicy między północną i południową częścią kraju zginęło ponad 20 osób. Mimo to mieszkańcy południa tłumnie głosują w referendum, które może zdecydować, czy zamieszkana przez chrześcijan i animistów część kraju oderwie się od muzułmańskiej północy.
Głosowanie zaczęło się w niedzielę i potrwa siedem dni. Na kartach wyborczych umieszczono dwa symbole. Zwolennicy unii z północą zaznaczają połączone dłonie symbolizujące braterską przyjaźń, a zwolennicy niepodległości otwartą dłoń odczytywaną jako gest pożegnania. Południe będzie mogło się uniezależnić, jeśli w referendum weźmie udział 60 proc. wyborców, a ponad połowa wybierze niepodległość.
– Głosowanie przebiega niezwykle gładko. Nie ma żadnych obaw, że nie uda się osiągnąć 60-procentowego progu wyborczego. Spodziewam się nawet dużo większej frekwencji – stwierdził szef komisji wyborczej Mohammed Ibrahim Khalil.
Zdaniem ONZ codziennie na południe przybywa około 2 tysięcy osób, które dawniej opuściły rodzinne strony w obawie przed walkami. Wielu chrześcijan zamierza jednak zostać na północy i z niepokojem myśli o podziale kraju. Prezydent Hassan Omar Baszir już zapowiedział, że na północy głównym źródłem prawa stanie się szarijat, którego elementy obowiązują od 1983 roku.
– Nawet jeśli zostanie tu jeden chrześcijanin, będziemy z wami, bo pasterz nie może porzucić swoich owiec – zapewniał Quintino Okeny Joseph, biskup pomocniczy archidiecezji w Chartumie.