Gdy zamykaliśmy to wydanie „Rz", policzono 25 procent głosów. W Wilnie Akcja Wyborcza Polaków na Litwie znajdowała się w ścisłej czołówce – razem z koalicją kandydatów niezależnych i rządzącymi na Litwie konserwatystami, którzy według sondaży mieli wczorajsze wybory samorządowe przegrać na rzecz socjaldemokratów.
Dla Polaków może to oznaczać nawet dziesięciu radnych w 51-osobowym wileńskim ratuszu. Po ostatnich wyborach AWPL miała ich sześciu. – W litewskim Sejmie nie możemy liczyć na wiele, tylko dzięki samorządom możemy mieć wpływ na politykę – powtarzali przed wczorajszymi wyborami polscy kandydaci. Dlatego te wybory były dla nich tak ważne.
– Jeżeli utrzymamy naszą pozycję, a nawet ją wzmocnimy, może to rzutować na nastroje w litewskim Sejmie, a przez to choćby na losy niekorzystnej dla Polaków ustawy o oświacie – mówił „Rz" Józef Kwiatkowski, prezes Stowarzyszenia Szkół Polskich na Litwie Macierz Szkolna. Sam w wyborach samorządowych startował już po raz czwarty.
We wczorajszych wyborach kandydowało niemal 500 Polaków, a nawet jeden obywatel Polski – Jacek Komar, były rzecznik prasowy rafinerii w Możejkach – Orlen Lietuva. Tylko na liście AWPL znalazło się aż 422 kandydatów. Walczyli o mandaty w rejonach: wileńskim, solecznickim, trockim, święciańskim, szyrwinckim, a także w mieście Elektrena. Pierwszy raz AWPL wystawiła też kandydatów w Druskiennikach i Wisagini.
Zygfryd Binkiewicz urodził się w Solecznikach, 20 lat temu przeniósł się do Wisagini, na północ i kieruje tamtejszym oddziałem Związku Polaków na Litwie. Z dumą opowiada, że Polakom wreszcie udało się wystawić swoich kandydatów. – Ostatni raz mieliśmy tu swoich radnych w 1995 roku. Ale teraz to i tak sukces, że w ogóle wystawiliśmy listę – mówi „Rz".