Dług w wysokości ponad 4 mld euro powstał przed trzema laty po krachu islandzkiego systemu bankowego. Upadek banku internetowego, który zapoczątkował krach, nie mógł zwrócić 340 tysiącom Brytyjczyków i Holendrów ich wkładów oszczędnościowych. Pieniądze swoim obywatelom oddały rządy Wielkiej Brytanii i Holandii. Rząd Islandii zobowiązał się do pokrycia tych sum w przyszłości.
Islandczycy protestowali, bo nie chcieli, żeby dług prywatnego banku był regulowany z pieniędzy podatników.
Po przeliczeniu 70 procent głosów oddanych w referendum okazało się, że 57 procent uczestników nie godzi się na spłatę. Akceptuje je niecałe 43 procent.
Premier Johanna Sigurdardottir uważa, że Islandię czekają teraz duże kłopoty ekonomiczne, a minister finansów Steingrimur Sigfusson stwierdził, ze trzeba się przygotować na trudne rokowania z Brytyjczykami i Holendrami oraz na burzliwą reakcję mediów.
Islandzcy obserwatorzy ostrzegają, że odmowa zwrotu długu może kosztować kraj dużo więcej niż jego spłata.