Jak ujawnił brazylijski tygodnik „Carta Capital", jest wśród nich siedmiu generałów i ośmiu pułkowników. Według Trybunału Obrachunkowego Brazylii w latach 2003 – 2009 wyprowadzili z kasy państwa równowartość około sześciu milionów euro. Fałszowali przetargi, zawyżali rachunki i płacili dwa razy za te same usługi.
Jeden z aferzystów major Washington Luiz de Paula stworzył całą sieć fasadowych firm, którym rzekomo powierzano wykonywanie różnych usług dla armii. Zbił na tym majątek wart cztery miliony euro. Nie wiadomo, czy dowódca wojsk lądowych generał Enzo Martins Peri brał udział w okradaniu państwa, ale wiele wskazuje na to, że przynajmniej wiedział o wszystkim i milczał, „by nie szkodzić wizerunkowi sił zbrojnych".
Sprawa jest delikatna, bo wojskowi cieszą się w Brazylii wyjątkowymi przywilejami. Generałowie mogą być sądzeni tylko przez Wojskowy Sąd Najwyższy. W całej swej historii skazał on zaledwie jednego generała, który w dodatku został uniewinniony przez Federalny Sąd Najwyższy.
Jednak odkąd 1 stycznia urząd prezydenta objęła Dilma Rousseff, wojskowi nie czują się już tak bardzo bezpieczni. Nowa szefowa państwa spędziła prawie trzy lata w więzieniu za działalność w lewicowych organizacjach zwalczających dyktaturę wojskowych, była torturowana. Nie brak opinii, że to dzięki jej presji Kongres powołał wreszcie Komisję Prawdy, która zbada naruszanie praw człowieka podczas rządów generałów w latach 1964 – 1985.
Poprzednik Dilmy Rousseff, Luiz Inácio Lula da Silva (2003 – 2010), pytany niedawno przez „Rz" o plagę korupcji, zapewniał, że „niewiele krajów ma tyle organów kontrolujących pieniądze publiczne co Brazylia oraz tak wolną i czujną prasę".