Bezprecedensowy wyrok zapadł, gdy sędziowie zajęli się sprawą właściciela nocnego klubu. Pod jego jeepem śledczy ukradkiem – i bez nakazu – założyli urządzenie GPS i przez miesiąc śledzili każdy jego ruch. Pomogło to prokuraturze udowodnić, że Antoine Jones szukał kupców na 50 kilo kokainy, za co sąd skazał go na dożywocie.
Jego adwokaci przekonywali jednak, że dowody zdobyto z naruszeniem konstytucyjnego prawa do prywatności. Sąd apelacyjny przyznał im rację i unieważnił wyrok. Ten werdykt jednogłośnie podtrzymali też sędziowie Sądu Najwyższego, uznając, że instalowanie GPS na samochodzie jest równoznaczne z jego przeszukaniem, a do tego konieczny jest nakaz.
Obrońcy prawa do prywatności świętują, bo od dawna ostrzegali, że brak ograniczeń w stosowaniu nowych technologii do monitorowania życia ludzi sprawia, że „materializuje się wizja Orwella". Wyrok może ograniczyć nie tylko korzystanie z GPS przez służby, ale też śledzenie ludzi za pomocą telefonów komórkowych i kamer miejskiego monitoringu.