Lucio Dalla (ur. 1943 r.) jest dla Włochów tym, kim dla angielskojęzycznej publiczności Bob Dylan czy Leonard Cohen. Na pełnych poezji piosenkach i balladach Dalli wychowały się pokolenia Włochów. Popularnością mógł się śmiało mierzyć z Sophią Loren, Lucianem Pavarottim czy Adrianem Celentano.
Niecałe trzy tygodnie temu z wielkim sukcesem wystąpił na festiwalu San Remo. Tej niedzieli żegnała go cała Italia. W rodzinnej Bolonii, gdzie w transmitowanych w telewizji uroczystościach pogrzebowych udział wzięło 50 tys. osób, ogłoszono dzień żałoby.
Dalla był gejem, ale się ze swoim homoseksualizmem nie obnosił. Nigdy się też publicznie do swoich seksualnych preferencji nie przyznał. Był również człowiekiem głęboko wierzącym. W związku z tym uroczystości pogrzebowe celebrowane były w bazylice św. Petroniusza w Bolonii.
Pierwsze kontrowersje wywołała decyzja władz kościelnych, zgodnie z którą podczas mszy nie zabrzmiała żadna piosenka Dalli. Potem znana dziennikarka telewizyjna, niekryjąca sympatii dla włoskiej lewicy Lucia Annunziata, w swoim programie publicystycznym powiedziała, że „pogrzeb Dalli był przykładem, jak się we Włoszech podchodzi do kwestii gejów. Wszystko jest świetnie i pogrzebią cię nawet w katedrze ze wszystkimi błogosławieństwami Kościoła, pod warunkiem że nie powiesz, iż jesteś gejem".
Argument natychmiast podchwyciły środowiska gejowskie, zarzucając Kościołowi hipokryzję. Marco Alemanno, partner życiowy Dalli, też był w bazylice, a nawet odczytał słowa jednej z jego piosenek, ale przedstawiony został jako „współpracownik zmarłego", co wywołało dalsze polemiki.