Morderczy wyścig o nominację Partii Republikańskiej wciąż trwa. Wczoraj swojego faworyta wybierali mieszkańcy Marylandu, Wisconsin i Dystryktu Kolumbii. Badania opinii publicznej pokazywały, że we wszystkich trzech stanach zwycięzcą powinien być Mitt Romney.
Jeśli sondaże się potwierdzą – gdy zamykaliśmy to wydanie „Rz", oficjalnych wyników jeszcze nie było – to eksgubernator Massachusetts będzie miał już na koncie ponad połowę z 1144 delegatów koniecznych do tego, aby podczas sierpniowej konwencji Partii Republikańskiej zdobyć partyjną nominację.
Partia za Romneyem
Jeszcze przed ogłoszeniem wyników wczorajszego głosowania Romney wyraźnie prowadził w wewnątrzpartyjnej walce. Miał na koncie 21 zwycięstw w 34 prawyborach, a najgroźniejszy z jego kontrkandydatów – Rick Santorum – wygrał zaledwie w 11 stanach. Żadnych złudzeń nie pozostawiały też statystyki dotyczące liczby delegatów. Romney miał ich 565, a Santorum o połowę mniej. Trzeci zawodnik w tym peletonie – Newt Gingrich – wygrał zaledwie w dwóch stanach i nie ma już ani szans, ani wielkich pieniędzy na walkę o prezydenturę.
Partyjni liderzy jednoczą się więc wokół Mitta Romneya i coraz mocniej naciskają na Ricka Santoruma, aby wycofał się wreszcie z walki o nominację.
– Sądzę, że jest absolutnie jasne, że w interesie naszej partii leży zjednoczenie się wokół polityka, który z pewnością dostanie naszą nominację. Dzięki temu będzie on mógł się skupić na walce przeciwko prezydentowi USA – przekonywał w CNN lider republikańskiej większości w Senacie Mitch McConnell.