Niemcy nie decydują w Europie – w taki sposób Francois Hollande, faworyt w wyborach prezydenckich we Francji, zareagował na niedawną reprymendę kanclerz Angeli Merkel, która zapowiedziała, że europejski „pakt fiskalny nie jest do negocjacji". Tymczasem tego właśnie domaga się socjalista Hollande, udowadniając, że zmuszający rządy do drastycznych oszczędności pakt jest nie tyle zbyt rygorystyczny, ile zbyt jednostronny, gdyż nie zapewnia wzrostu gospodarczego. Tak ostrej wymiany zdań pomiędzy Berlinem a Paryżem dawno nie było.

Niemiecka dyscyplina

Do dyskusji włączyły się media w całej Europie. Dla brytyjskiego „Guardiana" „niemiecka polityka oszczędności niweczy perspektywy naszej młodzieży", hiszpański „El Pais" maluje Hollande'a jako „jedynego możliwego Asteriksa zdolnego przeciwstawić się germańskiej Rzeszy oszczędnościowej". Dla greckiego dziennika „To Vima" „porażka Sarkozy'ego jest w gruncie rzeczy porażką niemieckiej polityki". Podobne opinie prezentowały media portugalskie i część włoskich. Francuski „Le Monde" sugeruje, że Merkel zmieni zdanie po wyborach 13 maja w Nadrenii Północnej-Westfalii i nie będzie problemu wypracowania kompromisowej formuły w późniejszym terminie.

Widać wyraźnie, że niemiecki pomysł na wyjście z kryzysu z pomocą oszczędności, dyscypliny finansowej i drastycznych cięć  w wydatkach na cele społeczne ma wielu przeciwników. – Zamiast krytykować, przyjrzyjcie się naszym doświadczeniom – mówią Niemcy, a sama kanclerz Merkel głosi publicznie, że cała „Europa musi być tak konkurencyjna jak Niemcy w starciu z takimi potęgami jak Chiny czy Brazylia".

Mówi to przywódczyni kraju, który jeszcze nie tak dawno nazywano  chorym człowiekiem Europy. Tak było do czasu, gdy socjaldemokratyczny kanclerz Gerhard Schröder wprowadził w latach 2003 – 2004 bolesne reformy i cięcia, liberalizując drastycznie rynek pracy, redukując zasiłki dla bezrobotnych i przebudowując cały uświęcony tradycją system pomocy socjalnej. Wszyscy są zgodni, że dzięki temu Niemcy mają dzisiaj najniższą od lat stopę bezrobocia i solidny wzrost gospodarczy. Natomiast realne płace spadły w ostatniej dekadzie o 3 proc.

– Taki model reform byłby zapewne ekonomicznie uzasadniony w wielu krajach Europy, ale absolutnie nie do skopiowania ze względów społecznych – tłumaczy „Rz" prof. Tanja Bärzel z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Niemcy mają zdyscyplinowane związki zawodowe, które nie wyprowadziły pracowników na ulice, rozumiejąc konieczność bolesnych cięć. Na to nie może liczyć obecnie żaden rząd w krajach przeprowadzających reformy. Dlatego też przybierają one charakter cięć, a nie zmian strukturalnych, jak to było w Niemczech.

Praca po włosku

Na tym poprzestał w zasadzie Mario Monti, premier Włoch, rezygnując z wcześniejszych znacznie bardziej ambitnych planów. Poległ na próbie likwidacji słynnego art. 18 kodeksu pracy czyniącego zwolnienie pracownika rzeczą niemal niemożliwą. Próby reformy archaicznego przepisu skończyły się przed laty śmiercią dwóch doradców rządowych, zamordowanych przez lewackie ugrupowanie terrorystyczne o nazwie Nowe Czerwone Brygady. Z tej też przyczyny obecnego szefa resortu spraw socjalnych strzeże sześciu ochroniarzy.

– Transplantacja niemieckiego modelu na grunt francuski jest absolutnie niemożliwa  – zwraca uwagę w rozmowie z „Rz" Georges Mink, politolog francuski. Zwłaszcza w obecnych warunkach, gdy najmniejsze zawirowania polityczne wywołane niepokojami społecznymi prowadzić mogą do paniki na rynkach finansowych. Schröder takich problemów nie miał. Jego śladem starają się iść reformatorzy w Portugalii i Hiszpanii, ale skończyło się w zasadzie na obcinaniu kosztów pomocy socjalnej. Nieco inaczej jest w Grecji, gdzie wymuszone przez tzw. trojkę, czyli UE, MFW i Europejski Bank Centralny, reformy idą nieco dalej, obejmując także otwarcie dostępu do wielu zawodów.

Jakie korzyści

– Niemcy czerpią dzisiaj korzyści z reform Schrödera nie tylko dlatego, że były celne i sprawnie przeprowadzone – udowadnia w rozmowie z „Rz" Daniela Schwarzer z berlińskiego think tanku Nauka i Polityka. Jej zdaniem decydującym wyznacznikiem efektywności reform było to, że inne kraje UE ich nie przeprowadziły, co uczyniło niemiecką gospodarkę znacznie bardziej konkurencyjną w samej Europie. Przy tym jest ona jak żadna w UE?zorientowana na eksport. Stąd wątpliwości co do przydatności wzorca niemieckiego.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora p.jendroszczyk@rp.pl